Kilkaset pielęgniarek pracujących w dwóch szpitalach w Bielsku-Białej, a także w placówkach w Międzybrodziu, Bystrej i Żywcu, odeszło w poniedziałek wieczorem od łóżek pacjentów. Mają pomagać tylko w procedurach ratujących życie. Domagają się przede wszystkim obiecanych wcześniej podwyżek.

Do protestu przystąpiło ok. 300 z 450 pracujących tam pielęgniarek. Przedstawiciele dyrekcji szpitali mówią, że są zaskoczeni ich decyzją - wieczorem w części placówek trwały narady dotyczące zabezpieczenia przebywających na oddziałach chorych. Dyrektor szpitala wojewódzkiego w Bielsku-Białej Ryszard Batycki poprosił protestujące o sprecyzowanie żądań.

Po południu pielęgniarki spotkały się z dyrektorami swych placówek z udziałem m.in. wicewojewody śląskiego. Jak relacjonowały, dyrektorzy skoncentrowali się na omówieniu sytuacji szpitali i powtarzaniu, że nie mają pieniędzy.

Pielęgniarki skarżyły się, że czują się lekceważone, bo od kilku lat w kosztach leczenia uwzględniane są tylko pozycje: lekarze i sprzęt. Mówiły, że od pewnego już czasu próbują podjąć rozmowy o swoich płacach. Domagają się podwyżki w wysokości 700 złotych.

Dyrektorzy części placówek, w których pielęgniarki podjęły czynną formę strajku, mają wątpliwości, czy protest jest legalny. Dyrektor szpitala w Bielsku powiedział, że spór płacowy w jego placówce ciągnie się już od kilku lat. Podkreślił też, że forma protestu pielęgniarek musi budzić troskę o kondycję finansową placówki. Przyniesie bowiem wymierne straty w i tak już trudnej sytuacji.