Gmina Lipno w Wielkopolsce wyznaczyła urzędnika, który dostarcza aresztowanemu wójtowi dokumenty do podpisu. Samorządowiec i jego zastępca są podejrzani o korupcję. Zanim zostali aresztowani wójt zwolnił sekretarza, ale nie zdążył powołać nowego. Dlatego nagle gmina została bez żadnej osoby z uprawnieniami do podpisywania wielu dokumentów.

W sprawę podpisywania dokumentów bardzo szybko włączył się również prokurator. Najpierw uznał, że będzie przeglądał przesyłki i oceniał, które są pilne i trzeba je dostarczyć wójtowi, a które mogą poczekać. Dlatego część radnych, którzy pod nieobecność wójta próbują trzymać pracę urzędu w ryzach, twierdzi, że to rodzaj cenzury.

Następnie prokurator ustalił, że dokumenty mogą trafiać do aresztowanego samorządowca jedynie w piątek, więc teraz zbierane są przez cały tydzień i czekają na ostatni dzień przed weekendem.

W ostatni piątek wśród dokumentów znalazły się dwa bardzo ważne - odwołanie zastępcy wójta, który został aresztowany wraz ze swoim szefem, oraz powołanie nowej osoby na to stanowisko. Wiadomo, że wójt dokumenty podpisał, ale znów zostały wstrzymane przez prokuratora. Chwilowo więc wciąż nie ma włodarza gminy, przynajmniej takiego, który nie siedziałby w areszcie.

Równocześnie pisma wędrują między urzędem wojewódzkim w Poznaniu a siedzibą premiera, bo to szef rządu powołuje w podobnych sytuacjach tymczasowego zarządcę. Na razie jednak decyzji z Warszawy nie ma. Przewodniczący rady gminy Czesław Fedyk spotkał się w czwartek z pracownikami wojewody informując, że zarządca nie będzie konieczny, jeśli tylko powołany zostanie nowy zastępca wójta.

Mimo długiej listy zarzutów, niewielu mieszkańców Lipna wierzy, że wójt jest winny. Gminna wieść niesie, że za aresztowaniami stoi firma stawiająca elektrownie wiatrowe. Wójt wiatraków nie chciał, podobnie zresztą jak większość mieszkańców gminy, którzy w referendum odrzucili pomysł lasu wiatraków w Lipnie. Wtedy pojawiły się zarzuty i aresztowania.