Przed krakowskim sądem rozpoczął się proces o znieważenie miejsca, w którym oddawano cześć zmarłemu prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu i jego małżonce. Nie wiedziałam, że to miejsce było poświęcone pamięci zmarłych państwa Kaczyńskich. Dowiedziałam się dopiero na komendzie - wyjaśniała sądowi oskarżona.

Przed sądem stanęła 22-letnia Aleksandra W. Prokuratura oskarżyła ją, że 20 kwietnia, tj. po pogrzebie prezydenckiej pary na Wawelu, znieważyła miejsce publicznie urządzone w celu uczczenia pamięci zmarłego prezydenta Lecha Kaczyńskiego i jego małżonki. Ponadto zarzuciła jej znieważenie policjanta.

Oskarżona nie przyznała się do znieważenia miejsca pamięci prezydenta. W tym dniu wyszłyśmy z koleżanką z lokalu i na Rynku u wylotu ul. Sławkowskiej zobaczyłam leżący na płycie wieniec. Podeszłam do niego, wzięłam go do ręki i zaczęłam mu się przyglądać. Wtedy zjawiła się policja, być może wtedy go upuściłam - wyjaśniała sądowi.

Przyznała się natomiast do znieważenia policjanta. Jak wyjaśniła, nazwała go obelżywym słowem po tym, jak powiedział o niej i jej koleżance do innych policjantów, że nie wie, czy można je nazwać kobietami.

Przeprosiłam tego policjanta, ale on nie przyjął przeprosin i powiedział, że będę się w sądzie tłumaczyła - mówiła Aleksandra W. Bardzo żałuję, że pod wpływem alkoholu doprowadziłam się do stanu, w którym nie panowałam nad emocjami - powiedziała. Przez łzy opowiedziała sądowi, że inny policjant "zakuł ją w kajdanki, szarpał i rzucał o ścianę".

Na następnej rozprawie sąd przesłucha świadków. Zarzutami znieważenia miejsca publicznie urządzonego w celu uczczenia pamięci zmarłego prezydenta Lecha Kaczyńskiego i jego małżonki obciążyła prokuratura także koleżankę oskarżonej. Ta przyznała się do winy i została już prawomocnie skazana na pół roku pracy społecznej w wymiarze 30 godzin tygodniowo.