Rzecznik Praw Obywatelskich zbada sprawę zatrzymania przez policję Roberta Biedronia podczas czwartkowych demonstracji, które przeszły ulicami Warszawy w dniu Święta Niepodległości. Biedroń z Kampanii Przeciw Homofobii twierdzi, że został trzykrotnie pobity przez funkcjonariuszy - m.in. w radiowozie - gdy był skuty kajdankami. Sprawę wyjaśnia też Komenda Stołeczna Policji.

Biedroń w tej sprawie w piątek złożył w prokuraturze zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa. Jemu postawiono zarzut naruszenia nietykalności cielesnej funkcjonariusza, za co grozi do trzech lat więzienia.

Sprawa musi zostać sprawdzona, także w takim zakresie, czy rzeczywiście doszło do sytuacji opisywanych przez pana Biedronia, czy też ta wersja wydarzeń ma odwrócić uwagę opinii publicznej lub umniejszyć to, co mu zarzucono - powiedział rzecznik komendanta głównego policji Mariusz Sokołowski.

Jak dodał, często się zdarza, że po tego typu interwencjach policjantów, kierowane są pod ich adresem różnego rodzaju oskarżenia. Później okazuje się, że nie mają one pokrycia w rzeczywistości. Jeśli manifestacja jest zarejestrowana, obowiązkiem policji jest jej zabezpieczenie. Osoby, które łamią prawo, muszą liczyć się z konsekwencjami, także z zatrzymaniem - dodał.

Sokołowski powiedział również, że funkcjonariusze wyjaśniający sprawę przeanalizują m.in. nagrania z monitoringu i zdjęcia zrobione podczas demonstracji.

Sprawą zajmą się też prokuratorzy. Jak powiedziała Monika Lewandowska, rzeczniczka warszawskiej prokuratury okręgowej, doniesienie Biedronia przekazano Prokuraturze Rejonowej Warszawa-Śródmieście Północ.

Biedroń podkreślał także, że policja nie pozwoliła mu się skontaktować z najbliższymi. Mówił też, że protokół zatrzymania przedstawiono mu dopiero w piątek, co jest naruszeniem procedur.

Tymczasem, jak mówił jeszcze w piątek rzecznik komendanta stołecznego policji Maciej Karczyński, z zeznań policjantów wynika, że Biedroń najpierw chwycił interweniującego policjanta i próbował mu wyrwać pałkę, a potem uderzył funkcjonariusza w twarz. Według rzecznika, odmówił też podpisania protokołu zatrzymania i skorzystania z przysługujących mu praw, m.in. skontaktowania się z rodziną i skorzystania z obrońcy.

Czwartkowy Marsz Niepodległości zorganizowany przez Obóz Narodowo-Radykalny i Młodzież Wszechpolską przeszedł przez Warszawę mimo kontrmanifestacji środowisk antyfaszystowskich skupionych w Porozumieniu 11 Listopada. Narodowcy zostali zmuszeni do zmiany trasy przemarszu. Łącznie na ulicach stolicy protestowało kilka tysięcy osób; doszło do bójek i przepychanek. Zatrzymano 33 osoby, 12 z nich ma dostać lub już dostało zarzuty naruszenia nietykalności lub czynnej napaści na policjantów.