Posłowie lekceważą obowiązek rejestru korzyści majątkowych. W założeniu parlamentarzyści mieli ujawniać wszystkie zarobki, swoje i małżonków, oraz cenniejsze prezenty, jakie otrzymują.

Posłowie na Sejm IV kadencji, zachowując największą staranność i kierując się najlepszą wiedzą - stosownie do art. 35a ustawy z dnia 9 maja 1996 r. o wykonywaniu mandatu posła i senatora (Dz.U. Nr 73, poz. 350 z późn. zm.) - zgłaszają do Rejestru informacje - czytamy na stronie internetowej Sejmu.

A trzeba tam wpisać stanowiska i zajęcia, wspieranie działalności publicznej, otrzymane darowizny, wyjazdy krajowe i zagraniczne, udział w fundacjach spółkach lub spółdzielniach. Tyle teorii. W praktyce posłom, którzy zlekceważą rejestr, nic nie grozi.

Są np. tacy posłowie, którzy istnienia rejestru w ogóle nie zauważyli. Witaszek, Wrzodak, Sawicki czy Wenderlich nie raczyli – choć powinni – napisać, gdzie pracują ich małżonki. Byli ministrowie Marek Wagner i Jolanta Banach zapomnieli o zgłoszeniu swoich rządowych zarobków.

Konrad Piasecki: Czy pani wie, co to jest rejestr korzyści?

Jolanta Banach: Wiem.

Konrad Piasecki: Dlaczego nic tam pani nie wpisuje?

Jolanta Banach: Nic nie dostaję.

Konrad Piasecki: Powinna pani zapisać zarobki, choćby jako wiceminister.

Jolanta Banach: Będę wpisywać zarobki dla każdej funkcji, Obiecuję.

Konrad Piasecki: A dlaczego do tej pory pani nie wpisywała?

Jolanta Banach: To nie tak, że nie wpisywałam. Mam wpisane te zarobki.

Konrad Piasecki: Nie ma pani.

Jolanta Banach: No to wpiszę. Nie ma sprawy.

Jak widać, szefowa klubu SLD złapana na kłamstwie nie traci rezonu...

Być może wkrótce posłowie będą traktować rejestr bardziej poważnie. Sejmowa komisja etyki ma nie tylko piętnować niedbałych – co, jak wiemy, jest mało dotkliwą karą – zastanawia się też nad dotkliwszymi środkami perswazji, z sankcjami karnymi włącznie.