Premier Izraela Ehud Barak oświadczył, że jeszcze nigdy nie był tak bliski utworzenia rządu jedności narodowej. Tymczasem Jaser Arafat rozważa możliwość proklamowania niepodległości państwa palestyńskiego już 15 listopada.

Ehud Barak chce utworzyć nowy rząd z radykalnym przywódcą prawicowej partii Likud, Arielem Szaronem. "Jesteśmy bliżej celu niż w zeszłym tygodniu ze względu na zaostrzanie się sytuacji. Ale nie wiem, którego dnia ten rząd powstanie" - cytowało Baraka radio armii izraleskiej. Premier Izraela zapewnił, że jego centrowa Partia Pracy nie zrezygnuje z prób osiągnięcia pokoju z Palestyńczykami, nawet jeśli wejdzie w partnerstwo z prawicowym Likudem. Wykluczył on także udzielenie Szaronowi rozstrzygającego prawa głosu - wraz z prawem weta - w kluczowych kwestiach bezpieczeństwa czy polityki zagranicznej. "Nie może być weta wobec decyzji premiera" - dodał. W trwających od 28 września starciach izraelsko-palestyńskich zginęło już 139 osób. Zamieszki wybuchły po wizycie Ariela Szarona na Wzgórzu Świątynnym w Jerozolimie, uznawanej przez Arabów za prowokację.

Z kolei przywódca Palestyńczyków Jaser Arafat kilkakrotnie przekładał termin deklaracji niepodległości. Za każdym razem wyjaśniał to chęcią powrotu do rokowań pokojowych z Izraelem. Jednak po zaostrzeniu sytuacji na Bliskim Wschodzie w wyniku zamieszek izraelsko-palestyńskich, Arafat zamierza zrealizować swój główny cel polityczny i formalnie proklamować powstanie państwa palestyńskiego - twierdzą londyńscy informatorzy agencji Itar-Tass.

Przypominają oni także, że prezydent Bill Clinton miał oświadczyć Arafatowi, że Stany Zjednoczone nie uznają takiej jednostronnej proklamacji.

12:00