Rozprawa w sprawie afery Laboratorium Frakcjonowania Osocza miała się dziś zacząć w Sądzie Okręgowym w Warszawie. Problem jednak w tym, że jeden z dwóch głównych oskarżonych Włodzimierz W. za późno dowiedział się o terminie procesu. Jemu oraz drugiemu szefowi spółki Zygmuntowi N. grozi do 10 lat więzienia.

Spółka LFO, która 13 lat temu jako jedyna w Polsce miała produkować leki z osocza krwi, zaciągnęła 32 miliony dolarów kredytu na budowę fabryki w Mielcu na Podkarpaciu.

Gwarancji w 60 procentach udzielił wtedy rząd Włodzimierza Cimoszewicza. Spółka wykorzystała z kredytu 21 mln zł, ale zamiast fabryki wybudowano tylko dwie hale, produkcja nigdy nie ruszyła, a spółka kredytu nie spłaciła. Banki wyegzekwowały od Skarbu Państwa jako poręczyciela prawie 61 mln zł.

W 2001 roku Prokuratura Okręgowa w Tarnobrzegu wszczęła śledztwo w całej sprawie. 451-stronicowy akt oskarżenia w głównym wątku sprawy, liczącym w sumie 120 tomów, skierowała ona do warszawskiego sądu w lutym 2009 roku.

Główny oskarżony to były prezes tej spółki Zygmunt N. Ma on sześć zarzutów, m.in. wyłudzenia ponad 21 mln dolarów kredytów na budowę LFO, przywłaszczenia ponad 8 mln dolarów na szkodę LFO, usiłowania wyłudzenia 11 mln dolarów kredytów i poświadczenie nieprawdy. Mężczyzna nie przyznaje się do winy.

Drugi oskarżony to b. członek zarządu LFO Włodzimierz W. - biznesmen, do znajomości z którym przyznaje się Aleksander Kwaśniewski. W. jest oskarżony o przywłaszczenie mienia LFO wartości ok. 3 mln dolarów, pomoc w ukryciu mienia z przestępstwa i "pranie brudnych pieniędzy". Miał on udostępnić swój rachunek bankowy w szwajcarskim banku, na który przelano prawie 3 mln dolarów za podrobioną fakturę. On również odpiera zarzuty.