Bill Clinton wrócił do Waszyngtonu ze szczytu Światowego Forum Gospodarczego w Davos.

Amerykańskiemu prezydentowi udało się wrócić do domu tuż przed kolejną burzą śnieżną, która - zdaniem meteorologów - ma zaatakować Waszyngton. Poprzedni, wtorkowy atak zimy spowodował zamknięcie wszystkich rządowych biur na dwa dni.

Niewiele brakło, aby aura zmusiła Clintona do przedłużenia pobytu w szwajcarskim kurorcie, gdzie odbywał się szczyt. Z powodu złych warunków, prezydencki śmigłowiec nie mógł odlecieć z lotniska w Davos i prezydent został zmuszony jechać do Zurichu samochodem. Podróż przez Alpy zajęła amerykańskiemu prezydentowi ponad trzy godziny.

Po drodze jego kawalkada, składajaca się z trzydziestu limuzyn, wstąpiła na jedną ze stacji benzynowych, aby zatankować paliwo. Sam Clinton, jak gdyby nigdy nic, wszedł do pobliskiej restauracji, usiadł przy barze i zamówił sobie pizzę.

Wiadomości RMF FM 10:45