Poznańscy hematolodzy chcą, by chorzy na białaczkę leżeli w domach. Ma to zmniejszyć kolejkę wymagających leczenia na oddziale. Problem w tym, że pacjent leczony w domu wcześniej powinien zostać zdiagnozowany przez swój powiatowy szpital. Małych szpitali na to nie stać.

Pomysł lekarzy z Poznania jest prosty - chory trafia na oddział rano, przechodzi badania specjalistyczne, otrzymuje leki i po południu wraca do domu. Szpital skraca kolejkę, Narodowy Fundusz Zdrowia oszczędza pieniądze.

350 złotych - to jest łóżko pościel, prąd; jak w hotelu - wylicza prof. Mieczysław Komarnicki. To jest tańsza forma - podkreśla.

Przyznaje jednak, że diabeł tkwi w szczególe. Badania wstępne powinien bowiem wykonać szpital ogólny w miejscu zamieszkania chorego, a tam pacjent traktowany jest jak zło konieczne. Problem polega na tym, że są to bardzo drogie procedury, a te szpitale nie mają pieniędzy - mówi.

Jednocześnie jednak dodaje, że skoro mamy mało pieniędzy, powinniśmy oszczędzać dobrą organizacją, czyli - jak opisuje prof. Komarnicki - chory jest konsultowany w szpitalu X w terenie i chory do nas przychodzi opracowany diagnostycznie tylko do leczenia.