Nocny pożar w kopalni Szczygłowice w Knurowie. Nikomu nic się nie stało. Sprawę będzie teraz badał Okręgowy Urząd Górniczy.

To było najprawdopodobniej tak zwane samozagrzanie się węgla. To oznacza pojawienie się trujących gazów. Zwykle w takich sytuacjach uruchamiają się specjalne czujniki, które ostrzegają o zagrożeniu.

Wszystko to działo się 650 metrów pod ziemią. W tym miejscu nie było wydobycia, więc nie trzeba było przeprowadzać ewakuacji.

Na miejsce wysłano 6 zastępów ratowniczych.

Miejsce to zostało zalane wodą z rurociągu przeciwpożarowego, użyto też gaśnic oraz piasku. Po 4 godzinach akcji sytuację udało się opanować.

Ruch Szczygłowice to część kopalni Knurów-Szczygłowice, należącej do Jastrzębskiej Spółki Węglowej (JSW).

Pożary tego typu przejawiają się często nie tyle ogniem, co wzrostem temperatury, wydzielaniem się gazów i możliwym zadymieniem wyrobiska. Są następstwem procesu samozagrzewania się węgla, wystawionego na działanie tlenu. Podobne zdarzenia nasilają się zwykle jesienią i wiosną, gdy dochodzi do dużych wahań ciśnienia.

Pożary endogeniczne to dość częste zjawisko w górnictwie węgla kamiennego. Zdarza się, że ich opanowanie i zabezpieczenie wyrobisk zajmuje ratownikom wiele dni.

30 marca samozagrzanie węgla było przyczyną pożaru w kopalni Zofiówka, również należącej do JSW. Powadzona 900 m pod ziemią akcja trwała tam nieprzerwanie dziewięć dni. W tym czasie odcięto zagrożony rejonu od pozostałych wyrobisk poprzez budowę czterech przeciwwybuchowych tam izolacyjnych. W akcji uczestniczyło 200 zmieniających się nieprzerwanie zastępów ratowniczych.