Trybunał w Strasburgu przyjął skargę ojca dr. Mirosława G. i pyta polski rząd, czy CBA i prokuratura działały w interesie publicznym, naruszając jego prawo własności - pisze "Gazeta Wyborcza". CBA zatrzymało ordynatora kardiochirurgii w szpitalu MSWiA w Warszawie dokładnie cztery lata temu.

Walkę z korupcją wśród lekarzy CBA wypisało wówczas na sztandarach. Na słynnej konferencji ministrów po zatrzymaniu dr G. Mariusz Kamiński, szef CBA, mówił: Pewni pacjenci stali się zbędnym towarem zajmującym łóżka szpitalne. Trzeba było szybko zwolnić te miejsca dla innych, dużo bardziej cennych i atrakcyjnych z punktu widzenia ordynatora. Pokazano pliki banknotów, stosy alkoholi i innych cennych drobiazgów - w domyśle łapówek dla doktora.

Skąd się wzięły? W dniu zatrzymania doktora G. CBA wkroczyło nie tylko do jego gabinetu, mieszkania w Warszawie, ale także do domu rodziców w Nisku, gdzie nie mieszkał od 20 lat. Na podstawie tzw. postanowienia o zatrzymaniu rzeczy (mających mieć związek z przestępstwem) agenci zabrali pieniądze (38 tys. zł) i biżuterię jego ojca i matki. W 2007 r. rodzice G. bezskutecznie próbowali je odzyskać. W końcu złożyliśmy skargę do Strasburga - mówi mec. Magdalena Bentkowska.

Po trzech latach Strasburg przyjął skargę i pyta polski rząd o podstawy naruszenia prawa własności osoby nieobjętej śledztwem. To oznacza, że sprawa wejdzie na wokandę Trybunału. W ubiegłym roku zdarzyło się to w ok. 300 na 5 tys. skarg do Strasburga z Polski.

Dr G. do dziś sądzony jest za korupcję. Setki zarekwirowanych alkoholi, albumów, piór, filiżanek i innych rzeczy prokurator zwrócił już przed dwoma laty.