Pentagon rozpoczął w piątek odliczanie przed próbą systemu obrony przeciwrakietowej, który może zmienić kurs amerykańskiej polityki obronnej, a tym samym naruszyć równowagę sił między Waszyngtonem i Moskwą.

Próba, której koszt oceniany jest na 100 milionów dolarów, miała nastąpić ponad Pacyfikiem w sobotę wcześnie rano czasu polskiego. Jednak, jak poinformował Pentagon, odroczono ją o co najmniej 2 godziny. Opóźnienie spowodowane zostało przez drobny błąd wykryty w pocisku, który ma zostać użyty jako cel.

Od przebiegu testów zależeć będzie, czy Stany Zjednoczone rozpoczną budowę nowego systemu antyrakietowego. Waszyngton przekonuje, że system ma być zabezpieczeniem przed niewielką liczbą rakiet i ewentualnym atakiem jakiegoś tak nieprzewidywalnego kraju, jak Korea Północna czy Irak albo też ugrupowań terrorystycznych.

Moskwa i Pekin uważają jednak, że amerykańska tarcza będzie wymierzona przeciwko ich arsenałom nuklearnym i że plany amerykańskie stanowią zagrożenie dla bezpieczeństwa międzynarodowego. Rosja i Chiny oświadczyły, że jeżeli Stany Zjednoczone zrealizują swoje plany wtedy one wyprodukują więcej głowic bojowych i rakiet nośnych.

Te obawy podzielają również politycy Zachodu. Jeden z francuskich deputowanych alarmuje, że Azja jest bliska rozpoczęcia nuklearnego wyścigu zbrojeń, a amerykańskie testy mogą ją do tego sprowokować.

Przeciwko systemowi protestują nie tylko politycy, ale również ekolodzy. Ugrupowanie Greenpeace oświadczyło, że wysyła holenderski lodołamacz "Arctic Sunrise" do strefy Pacyfiku u wybrzeży Kalifornii uznanej przez Pentagon za "teren niebezpieczny". Ma to udaremnić sobotnią próbę.

00:10