15-latek z Krakowa kilkanaście razy alarmował służby ratownicze o zagrożeniach, których nie było. Dwukrotnie doprowadził do ewakuacji centrów handlowych. Po zatrzymaniu twierdził, że wywoływał fałszywe alarmy dla żartu.

Sąd Rodzinny zdecydował, że chłopak pozostanie pod nadzorem kuratora - powiedziała Katarzyna Cisło z biura prasowego małopolskiej policji. Nastolatek wpadł w ręce policji dziewięć dni temu, gdy zadzwonił na numer alarmowy straży pożarnej z informacją, że za pół godziny w centrum handlowym na krakowskim Podgórzu wybuchnie bomba.

Kilkudziesięciu policjantów, m.in. pirotechników i przewodników z psami wyszkolonymi w szukaniu ładunków wybuchowych, sprawdzało wszystkie pomieszczenia i parking hipermarketu. Ewakuowano 8 tys. osób. Ładunku nie znaleziono. Równolegle do akcji pirotechnicznej policjanci szukali sprawcy. Jak się okazało był on w galerii i razem z innymi klientami został z niej ewakuowany, a później obserwował całą akcję.

Po sprawdzeniu połączeń z jego telefonu okazało się, że od 22 do 29 maja dzwonił kilka razy do straży pożarnej, informując o pożarach. Pogotowie ratunkowe powiadomił o zasłabnięciu mężczyzny, a pogotowie gazowe o wybuchu gazu w jednej z krakowskich szkół. Oficer dyżurny policji czterokrotnie odbierał telefon z informacją o samobójcy, który właśnie stoi na dachu wieżowca. Chłopak doprowadził też do ewakuacji kilkunastu tysięcy osób z innej krakowskiej galerii.

Choć dla niego była to zabawa, jego opiekunowie muszą liczyć się z kosztami, o których pokrycie na drodze postępowania cywilnego mogą wystąpić firmy, m.in. sklepy, które poniosły straty podczas trwania ewakuacji.