Dopiero dziś lub jutro krajowy konsultant ds. ginekologii i położnictwa ma ustalić z ministrem zdrowia zakres kontroli na oddziałach ginekologiczno-położniczych w całym kraju. Tymczasem minister Bartosz Arłukowicz już wczoraj ogłosił, że sprawdzana będzie m.in. prawidłowość przeprowadzania procedury cesarskiego cięcia.

Szumnie zapowiedziane kontrole to reakcja m.in. na tragedię we Włocławku, gdzie zmarły nienarodzone bliźnięta. Zdaniem rodziców dzieci, do śmierci bliźniąt doprowadzili lekarze, którzy zwlekali z przeprowadzeniem cesarskiego cięcia.

Podjąłem dzisiaj decyzję o skierowaniu kontroli konsultanta krajowego ds. ginekologii, a także konsultanta krajowego ds. neonatologii we współpracy z konsultantami wojewódzkimi do wszystkich oddziałów ginekologiczno-położniczych w Polsce - zapowiedział wczoraj minister Arłukowicz. Jak dodał, kontrole prowadzane będą m.in. w kontekście przeprowadzania procedury cesarskiego cięcia, a także opieki okołoporodowej nad noworodkami, które urodziły się ze skalą apgar poniżej 4.

Sęk w tym, że szczegółowy zakres kontroli wciąż nie został ustalony z krajowym konsultantem ds. ginekologii i położnictwa. Chodzi o ponad 400 porodówek w kraju. Nawet jeśli - jak chce minister - kontrola obejmie tylko drugie półrocze ubiegłego roku, to do przeanalizowania może być nawet 75 tysięcy przypadków cesarskich cięć. Konsultant krajowy prof. dr hab. Stanisław Radowicki podkreślił w rozmowie z reporterem RMF FM Mariuszem Piekarskim, że sprawdzenie takiej ilości dokumentacji medycznej może trwać miesiącami - chyba że będzie miał do dyspozycji 50-100 osób.

Na szczegółowe pytania o to, jakie przypadki mają być analizowane, co ma być sprawdzone w szpitalach, prof. Radowicki odpowiada wprost: Sam chciałbym wiedzieć, na jakie pytania mam szukać odpowiedzi.