​Minister rolnictwa Grzegorz Puda zwolnił pracującego w resorcie od 20 lat urzędnika. Jak informuje "Gazeta Wyborcza", urzędnik ma dostać wypowiedzenie z pracy za "naruszenie obowiązków służbowych". Powodem ma być zdarzenie na początku sierpnia z lotniska - minister nie zdążył się odprawić, bo nie miał zarezerwowanej tzw. obsługi VIP.

Do zdarzenia doszło na początku sierpnia na lotnisku w Rzeszowie, skąd Puda miał lecieć do Warszawy. Samolot odleciał jednak bez ministra, bo ten przyjechał za późno i nie zdążył przejść odprawy. Do stolicy musiał jechać limuzyną. Puda zadzwonił do resortu i spytał, dlaczego nie miał możliwości szybkiej odprawy przez bramkę dla tzw. VIP-ów.

42-letni inspektor ds. obsługi wyjazdów służbowych miał usłyszeć, że ma szykować się "na najgorsze". On sam w rozmowie z "GW" mówił, że nikt nie zgłosił zapotrzebowania na obsługę VIP dla ministra rolnictwa.

O chęci zwolnienia urzędnika ministerstwo powiadomiło "Solidarność", do której należy 42-latek. Komisja zakładowa wysłała pismo, w którym sprzeciwia się decyzji szefa resortu i nazywa sprawę nieporozumieniem wynikającym z "przyjętej w ministerstwie ustnej, mało precyzyjnej komunikacji". Stwierdzono, że zwolnienie pracującego od 20 lat w resorcie urzędnika za taką sprawę jest "wyjątkowo oburzające zarówno w wymiarze społeczny, jak i etycznym".

Mamy zgadywać życzenia ministra, myśleć do przodu, co jeszcze może być potrzebne, by go zadowolić. Jestem w stanie zrobić bardzo wiele, działać nawet o godz. 2 w nocy, ale nie mogę się domyślać, co jest potrzebne - mówi urzędnik w rozmowie z "GW".

"GW" wskazuje także, że w przeszłości urzędnik miał narazić się ministrowi, rezerwując mu w Luksemburgu hotel niespełniający jego oczekiwań.