Przez lukę w przepisach nie ma rocznej ochrony przed redukcją dla pracowników dużych firm - pisze "Rzeczpospolita". Chodzi o pracowników, którzy pracują w firmach zatrudniających powyżej 20 osób.

Od roku obowiązują przepisy chroniące przed zwolnieniem rodziców, którzy nie idą na urlop wychowawczy, lecz wracają do pracy na część etatu. W praktyce to najczęściej matki, które zmniejszają sobie, choćby nieznacznie, wymiar etatu (np. o 1/10) i w ten sposób zapewniają roczną ochronę przed zwolnieniem.

Umożliwiła im to tzw. ustawa prorodzinna, zgodnie z którą taki rodzic może dostać wypowiedzenie tylko w razie upadłości lub likwidacji firmy lub w trybie zwolnienia dyscyplinarnego.

Okazuje się jednak, że ta ochrona jest dziurawa. Pewny etat mają bowiem tylko ci, którzy pracują w małych firmach zatrudniających do 20 osób.

Ustawodawca zapomniał, że oprócz kodeksu pracy jest jeszcze ustawa o zwolnieniach grupowych (dotycząca firm zatrudniających co najmniej 20 osób), która pozwala zwolnić w tym trybie nawet kobiety, które niedawno urodziły dziecko. Jej art. 5 wskazuje, komu nie wolno dać wypowiedzenia z przyczyn leżących po stronie pracodawcy. Na tej liście są m.in. kobiety w ciąży, osoby w wieku przedemerytalnym i działacze związkowi. Posłowie nie dodali jednak do niej rodziców, którzy zamiast pójść na wychowawczy, wrócili do pracy.

W rezultacie młoda matka, która zmniejszy wymiar etatu po powrocie z macierzyńskiego, i tak może zostać zwolniona. Zarówno wówczas, gdy pracę traci większa grupa, jak i w trybie likwidacji jednego etatu.

To już kolejne rozwiązanie dyskryminujące część rodziców w ustawie prorodzinnej. Przypomnijmy, że posłowie, przyznając urlopy ojcowskie, zapomnieli o policjantach, strażakach i wojskowych.

Rodzice zwolnieni w trybie grupowym nie są całkiem bez szans - zdarza się, choć rzadko, że sądy pracy przyznają im ochronę.