Pracownicy budżetówki wyszli na ulice Warszawy w „Marszu gniewu”. To m.in. pracownicy prokuratur, sądów, czy instytucji kultury. „Urzędnik to nie niewolnik”, „Coraz więcej pracy, coraz mniej płacy” – to hasła protestujących.

Protestujący pracownicy budżetówki przeszli w "Marszu gniewu" ulicami Warszawy przed kancelarię premiera. To zatrudnieni w prokuraturze, sądach, policji (cywilni pracownicy - red.), ZUS-ie, nauczyciele, strażacy. Wszyscy mówią jedno: Bez nas państwo nie będzie działało, ale nie opłaca nas godziwie.

Organizatorzy mówią o kilkunastu tysiącach protestujących - "niewidzialnych mróweczkach", jak o sobie sami mówią.

Tych mróweczek, które świadczą swoją pracę na rzecz państwa polskiego, jest niemało, zarabiamy małe pieniądze - usłyszał reporter RMF FM Mariusz Piekarski od protestującej kobiety.

Jedna z manifestujących powiedziała, że po 20 latach pracy w prokuraturze zarabia 3000 zł brutto.

25 proc. pracowników budżetówki otrzymuje wynagrodzenie minimalne, a w przyszłym roku, kiedy wynagrodzenie wzrośnie, to będzie ponad 50 proc. - mówił kolejny protestujący pracownik budżetówki.

Chcą oni 20-procentowej podwyżki jeszcze w tym roku z wyrównaniem od lipca i 24 proc. w przyszłym. Przytaczają słowa premiera Morawieckiego, że skumulowana inflacja z kilku ostatnich lat to 45 proc. Jak mówią, ich płace przez kilka lat były zamrożone, a rząd traktuje urzędników jak tanią siłę roboczą.

Demonstrujący złożyli w kancelarii premiera swoją petycję oraz rozsypali ryż, symbolizujący pracę za przysłowiową miskę ryżu.