Siedem koni padło z głodu i wyczerpania w gospodarstwie w Starzenicach w Łódzkiem. Dwa dorosłe zwierzęta i źrebaka udało się uratować, bo sąsiedzi powiadomili straż pożarną, kiedy jeden wychudzony koń wpadł do piwnicy. Dlaczego ludzie wcześniej nie zareagowali na krzywdę, jaka działa się zwierzętom w gospodarstwie ich sąsiada?

Nawet z ulicy widać, że gospodarstwo jest zaniedbane. Na środku podwórka leży zwierzęcy nawóz, a konie musiały być trzymane w jedynej tutaj, rozpadającej się szopie. Sąsiedzi po obydwu stronach posesji są przekonani, że to, co dzieje się na działce przez płot, to nie ich sprawa. A co mnie to obchodzi? – pyta retorycznie mężczyzna, który mieszka po prawej stronie feralnej posesji. Nie będę wtykał nosa za płot. To tak samo, jakby mi ktoś zaglądał przez płot. Tak samo nie byłbym zadowolony. Sąsiadka z drugiej strony dodaje: Przecież zawsze ktoś może powiedzieć - a co cię to obchodzi? Wolnoć Tomku w swoim domku. Mogę robić, co chcę, a innych nie powinno to obchodzi, bo jest różnie.

Ludzie na wsi bardziej przedmiotowo traktują zwierzęta, bo trzymają je tylko wtedy, kiedy są użyteczne - na przykład pomagają w pracach rolnych, hodowane są na mięso, lub dlatego że znoszą jajka albo dają mleko. Brak wrażliwości na los zwierząt powoduje, że służby weterynaryjne i Animalsi dowiadują się o maltretowaniu zwierząt, kiedy jest już za późno na ich uratowanie.

Gospodarz, który zaniedbał zwierzęta już nie usłyszy zarzutów. Śmiertelnie potrącił go samochód, kiedy wracał ze szpitala, do którego trafił na wieść o odebraniu mu zwierząt.