Zgody nie ma, ale latarnie w Lubartowie wreszcie zaświecą. Wyłączono je rok temu. Burmistrz miasta stwierdził, że miasto nie może płacić za oświetlenie ulic należących do spółdzielni mieszkaniowej. Jej prezes odpowiedział, że to obowiązek miasta. Po roku sporów spółdzielnia w końcu podpisała umowę na pokrycie kosztów i wysłała ją do magistratu.

Podpisaliśmy umowę, chociaż jej nie akceptujemy - mówi Jacek Tomasiak, prezes spółdzielni mieszkaniowe w Lubartowie. Zależało nam na tym, żeby w końcu wieczorami było jasno. Zbliża się jesień. Ze strony ratusza nie było żadnych negocjacji. Zostaliśmy przyparci do muru, ulegliśmy przemocy - dodaje.

Jeśli prezes uległ przemocy, to tą przemocą jest prawo. Dobrze, że w końcu po roku wreszcie doszedł do wniosku, że powinien płacić za oświetlenie. W zaproponowanej umowie są o 24 latarnie za dużo, niż zadeklarowaliśmy, że będą pokrywane ze strony miasta, ale to drobny problem - ripostuje burmistrz Lubartowa Jerzy Zwoliński.

Jeśli ktoś popełnił błąd matematyczny, to nie my, ale druga strona. Poprawimy to, bo jesteśmy zdeterminowani, żeby latarnie wreszcie świeciły. Niestety będzie się to wiązało z podwyżką czynszu: 8 groszy za metr kwadratowy - odpowiada Tomasiak.

Mieszkańcy Lubartowa przyjmują wiadomość z niedowierzaniem. Przez rok nie mogli się dogadać. Złamałam w zimie rękę, a w drugiej uszkodziłam staw, bo upadałam po ciemku - mówi jedna z mieszkanek Lubartowa. Najważniejsze, żeby znowu było jasno - dodaje.