Kolejny sukces lekarzy z Instytutu Onkologii w Gliwicach. Drugi raz w ciągu trzech miesięcy przyszyli oderwany z głowy kawałek skóry. W obu przypadkach pacjentkami były kobiety.

Kolejny sukces lekarzy z Instytutu Onkologii w Gliwicach. Drugi raz w ciągu trzech miesięcy przyszyli oderwany z głowy kawałek skóry. W obu przypadkach pacjentkami były kobiety.
Pacjentka po zabiegu - pani Anna /Andrzej Grygiel /PAP

Pani Anna spod Głogowa porusza się jeszcze na wózku.To był przypadek. Poczułam nagle, jak maszyna wciąga mi sweter, potem rękę, nogę, a na koniec włosy. Wtedy straciłam przytomność. Ocknęłam się w śmigłowcu - wspomina moment wypadku. Doszło do niego miesiąc temu, ale dopiero dziś pacjentka i lekarze mogli o wszystkim opowiedzieć.

Sam wypadek, a potem transport z Dolnego Śląska i operacja w Gliwicach - to wszystko trwało nieco ponad 8 godzin. Czas jest tu niezwykle ważny. W przypadku uszkodzonych, odnaczynionych tkanek zachodzą pewne nieodwracalne zmiany, które później, mówiąc krótko, nie mogą być już "naprawione". Postępują wtedy procesy martwicze, których etap jest nieodwracalny. Dlatego ten czas jest tak ważny, bo chodzi o to, aby do tego procesu nie doszło. Niezbędne jest ukrwienie tych tkanek, aby z powrotem przywrócić je do życia - wyjaśnia prof. Adam Maciejewski z gliwickiego instytutu.

Kilka tygodni wcześniej podobny wypadek wydarzył się na Śląsku. Skórę na głowie straciła wtedy pani Barbara.

Pracowaliśmy z rodziną przy zbieraniu ziemniaków. Maszyna zapchała się trawą. Tata ją czyścił, pomagałam mu i nagle, kiedy się podniosłam poczułam, że wałek wciąga mi włosy i zrywa skórę z głowy - opowiada. Mimo bólu nie straciła wtedy przytomności.

Ranną kobietę przewieziono wówczas do szpitala w Sosnowcu, a potem do Gliwic. Decyzja o operacji zapadła błyskawicznie, choć wcześniej nikt tego nie robił. I udało się. 

Najtrudniej było wtedy, kiedy zaczęłam myśleć co dalej, czy to się przyjmie - mówi teraz pani Barbara. Dziś uśmiecha się, a to znaczy że wszystko idzie w dobra stronę. Za miesiąc chce wrócić do pracy.

Pani Anna na razie zostaje w szpitalu. Mówi, że systematycznie wraca do zdrowia.

Mam nadzieję, że z czasem blizny się zagoją. I myślę, że wszystko będzie wyglądało na tyle dobrze, że nie będzie mi to przeszkadzać - mówi. 

(az)