Z powodu złych warunków atmosferycznych samolot, którym premier Donald Tusk wracał z Afganistanu, nie mógł w czwartek wieczorem odlecieć ze stolicy Armenii. Maszyna z polską delegacją rządową lądowała w Erywaniu, by uzupełnić paliwo. Premier wrócił do kraju w piątek po południu.

Samolot premiera miał wystartować z Erywania o 7 rano polskiego czasu. W stolicy Armenii padał jednak śnieg, a pas startowy był oblodzony. Ze względów bezpieczeństwa zdecydowano o opóźnieniu odlotu. Ostatecznie szef rządu wrócił do kraju tuż przed godz. 14.

Premier Donald Tusk wraz z ministrem obrony odwiedził wczoraj polskich żołnierzy w Afganistanie. Uczestniczył tam w ceremonii pożegnania pięciu polskich żołnierzy, którzy zginęli w środę w wyniku wybuchu miny-pułapki. Po uroczystościach trumny przewieziono do bazy Bagram. Tam odbyła się ceremonia z udziałem dowództwa ISAF, a także premiera Tuska.

W piątek około godz. 16 do Warszawy przyleciał samolot z ciałami poległych żołnierzy. Uroczystość z udziałem najwyższych dowódców wojska oraz przedstawicieli władz państwowych odbyła się w wojskowej części portu lotniczego Okęcie. Później ciała przekazano rodzinom.

Pięciu żołnierzy z 20. Bartoszyckiej Brygady Zmechanizowanej: st. kpr. Piotr Ciesielski, szt. szer. Łukasz Krawiec, st. szer. Marcin Szczurowski, st. szer. Marek Tomala i szer. Krystian Banach - zginęło w środę rano, gdy pod ich pojazdem eksplodował silny ładunek wybuchowy. Do ataku na polsko-amerykański konwój przyznali się afgańscy talibowie.