Po sześciu godzinach zakończyło się przesłuchanie Jarosława Kaczyńskiego przed hazardową komisją śledczą. Ta komisja nie powinna się zajmować naszym rządem, bo gdy my rządziliśmy nic ciekawego w sprawie hazardu się nie wydarzyło. Moje przesłuchanie to był incydent bez większego znaczenia - skomentował na gorąco Kaczyński.

Były premier Jarosław Kaczyński zeznając przed hazardową komisją śledczą ocenił, że odwołanie szefa CBA Mariusza Kamińskiego przez premiera Donalda Tuska jest "przyznaniem się do winy". Według prezesa PiS zarzuty prokuratury wobec Kamińskiego dotyczące przekroczenia uprawnień w ramach działań Biura ws. tzw. afery gruntowej są akcją polityczną, za którą odpowiada premier Donald Tusk.

Odwołanie przez pana premiera Tuska pana ministra Kamińskiego - poza treściami prawnymi, brakiem przesłanek w moim osobistym przekonaniu, czyli złamaniem prawa po raz pierwszy i nieuwzględnieniem konieczności opinii prezydenta, czyli złamaniem prawa po raz drugi - jest także czymś więcej. Przykro mi to mówić, ale to jest swego rodzaju przyznanie się do winy - powiedział Jarosław Kaczyński.

Dodał, że to była decyzja "przekraczająca zwykłą praktykę i decyzja, która wpisuje się w operację obrony tych, którzy dopuścili się różnego rodzaju nadużyć, a nie decyzja, która służy zachowaniu praworządności".

Szef PiS podkreślił, że wszystkie czynności w operacji prowadzonej przez CBA ws. tzw. afery gruntowej musiały być zatwierdzane przez prokuraturę i sądy. Trzeba by też postawić zarzuty prokuratorom i sądom - dodał. Mogę zakładać ze stuprocentową pewnością, że chodzi nie o praworządność, ale o pewną akcję polityczną. Tak uważam, że dzisiaj tego rodzaju rzeczy są możliwe i że to bardzo obciąża nie tylko ten rząd, ale osobiście Donalda Tuska - podkreślił.

Liczba jednorękich bandytów wzrosła za rządów Tuska

Po decyzjach, które zostały podjęte w 2003 roku wzrost liczby jednorękich bandytów następował szybko. Przy czym eksplozywnie po upadku naszego rządu i za rządów Donalda Tuska - tak Jarosław Kaczyński przedstawił posłom z komisji śledczej dynamikę rozwoju hazardu w Polsce.

Poseł Lewicy Bartosz Arłukowicz uściślił ten obraz: Przed 2003 rokiem budżet państwa nie czerpał żadnych zysków i tak naprawdę zyski czerpała szara strefa. Od 2005 roku kiedy zaczęło rządzić Prawo i Sprawiedliwość do 2007, kiedy PiS oddał władzę, liczba jednorękich bandytów wzrosła o 20 tysięcy sztuk. Wzrosła także znacząco od 2007 roku do 2009 roku, czyli za rządów Platformy, bo o kolejne 22 tysiące.

Zeznając przed komisją hazardową Jarosław Kaczyński ocenił też, że Totalizator Sportowy potrzebował nowego produktu, który poprawi jego kondycję. Tym produktem miała być wideo loteria - dodał były premier. Kaczyński zapytany o to, czy nie zastanawiał się nad szkodliwością takiej formy hazardu jak wideoloterie, odpowiedział, że na początku nie wiedział, że one uzależniają. Dopiero później zobaczył na stacji benzynowej młodzież, która grała na takich automatach. Ten widok miał go zbulwersować i doprowadzić do wniosku, że sprawę dostępności podobnych urządzeń trzeba uregulować prawnie.

Pytany przez Zbigniewa Wassermanna, czy udział Totalizatora Sportowego w pracach nad projektem zmian w ustawie hazardowej za rządów PiS naruszał standardy prawne, Kaczyński odparł, że Totalizator jest jedyną instytucją państwową zajmującą się sprawą hazardu i dlatego - jak podkreślił - "nie widzi żadnego problemu". Zaznaczył też, że w tego rodzaju sprawach "ważna jest przejrzystość" i to, by taki udział był "jawny, notowany, opisywany w dokumentach".

Jarosław Kaczyński zeznał, że latem 2006 r. zaniepokoiło go, iż projekt zmian w ustawie hazardowej poprzez wiceministra finansów trafił do klubu PiS, a potem znów do rządu, do wicepremiera Gosiewskiego. Dlatego skierował sprawę do CBA. Chodzi o projekt przygotowany przez Totalizator Sportowy, który na przełomie czerwca i lipca 2006 r. spółka przekazała wiceministrowi finansów Marianowi Banasiowi. Projekt zawierał rozwiązania korzystne dla spółki, m.in. propozycję obniżenia podatku od wideoloterii.

Jarosław Kaczyński, zeznając przed hazardową komisją śledczą podkreślił też, że wtedy nie wiedział, iż ten projekt przygotował Totalizator Sportowy. Jak mówił, wie to teraz z ustaleń komisji hazardowej. Projekt ten został przekazany ówczesnemu szefowi Komitetu Stałego Rady Ministrów Przemysławowi Gosiewskiemu w czasie jego spotkania 26 lipca 2006 r. z wiceszefem klubu PiS Krzysztofem Jurgielem i p.o. wicedyrektorem Departamentu Służby Celnej w Ministerstwie Finansów Anną Cendrowską (reprezentowała na spotkaniu Banasia). Z rozmowy z nimi Gosiewski sporządził notatkę, z której wynikało, że Banaś chce zgłoszenia tego projektu jako propozycji klubu PiS, bo departament zajmujący się grami losowymi w MF jest - jak to określono - "uwikłany" i złożenie tej nowelizacji drogą rządową byłoby w związku z tym niemożliwe.

Jarosław Kaczyński zeznał, że zaniepokoiła go sytuacja, w której projekt ustawy hazardowej trafia do Gosiewskiego "poprzez klub parlamentarny". Dodał, że zaniepokoiła go też informacja o "uwikłanym departamencie". Sławomir Neumann z PO pytał Jarosława Kaczyńskiego o to, czy dostał zwrotną informację z CBA. Były premier wyjaśnił, że we wrześniu 2006 roku rozmawiał w tej sprawie z ówczesnym szefem CBA Mariuszem Kamińskim. On mi powiedział, że generalnie rzecz biorąc tutaj nie doszukano się niczego, co byłoby przedmiotem zainteresowania czy to prawno-karnego, czy to nawet wynikającego z norm moralnych" - powiedział Jarosław Kaczyński.

Podkreślił, że później nie docierały do niego żadne sygnały, które wskazywałyby na to, że wokół ustawy dzieje się coś złego.

Jarosław Kaczyński pytany o to, czy spotkał się z lobbingiem w związku z pracami nad ustawą hazardową w czasie, gdy był szefem rządu, odparł, że nie odczuwał żadnego nacisku.

Przesłuchanie Jarosława Kaczyńskiego zakończyło się deklaracjami budowania w Polsce drugiej Bawarii - kraju, który błyskawicznie "od orania końmi po drugiej wojnie światowej doszedł do bogactwa". To wspólna wizja prezesa PiS i Bartosza Arłukowicza. Obaj posłowie pod koniec dzisiejszego przesłuchania byli zaskakująco zgodni. Śledczy z SLD wyznał nawet, że sam snuje wspólne wizje polityczne z młodymi posłami PiS. Niech pan prezes przeleje te dobre uczucia ze mnie na posła Hoffmana, Poncyljusza, Kamińskiego, a wtedy w Polsce będzie żyło się lepiej - powiedział Arłukowicz.