"Miałam dać spokój. Ale nie mogę. Może innym razem" - pisze Justyna Kowalczyk w cotygodniowym felietonie w "Przeglądzie Sportowym". "Wystukanie trzech tysięcy w miarę sensownych znaków bywa, wbrew pozorom, twardym orzechem do zgryzienia. Nawet dla moich zębisk. Zwłaszcza w takiej sytuacji".

"Burza się rozpętała. Nie jestem naiwna. Doskonale wiedziałam, że tak będzie. Mechanizm działania mediów poznałam od kuchni już dawno. Za wszystkie słowa otuchy dziękuję. Za wszystkie próby pomocy również. A najbardziej za setki opowieści o podobnych problemach i kończące je w prawie każdym przypadku podziękowanie za odwagę. Tak, trzeba być odważnym. Można być też bardzo bezsilnym, zdesperowanym i czuć wielki lęk. 

"Można myśleć co dalej, jak zostanie to przyjęte. Jak ludzie od teraz będą na mnie patrzeć. Co mądrzejsi mówią o wizerunku i o czymś tam jeszcze. Wiecie gdzie człowiek ma wizerunek, gdy nie chce jutra? No właśnie tam.. Nikt kto nie balansował na granicy życia (nawet ją przekraczając) nigdy nie zrozumie. Tak, czuję się lepiej po tym wywiadzie. Tak, wielki ciężar właśnie spadł mi z barków. Nie, nie uzdrowiłam się. Ale mam nadzieję, że wykonałam choć mały kroczek w tym kierunku" - czytamy w felietonie Justyny Kowalczyk, który publikuje "Przegląd Sportowy".

Przegląd Sportowy

(ug)