Barbara Blida w ostatnich miesiącach życia podejrzewała, że jest na podsłuchu - zeznał mąż byłej posłanki. Zaznaczył, że jego zdaniem Zbigniew Ziobro dopuścił się manipulacji, bo "nie ma i nie było dowodu, że żona dopuściła się przestępstwa". Blida 25 kwietnia trzy lata temu odebrała sobie życie, gdy do jej domu weszli funkcjonariusze ABW, aby ją zatrzymać.

Mam pretensje do byłego ministra sprawiedliwości - prokuratora generalnego pana Ziobry, który oskarżał żonę z trybuny sejmowej i mówił, że jej zatrzymanie było zasadne. Moim zdaniem dopuścił się manipulacji, bo nie ma i nie było dowodu, że żona dopuściła się przestępstwa - mówił 64-letni Henryk Blida, który stawił przed sejmową komisją śledczą badającą okoliczności śmierci jego żony. Jak powiedział, ciągle analizuje ostatnie dni jej życia.

Chce, by komisja ustaliła, czy już po śmierci żony podsłuchiwano jego rozmowy z adwokatami. Dodał, że Barbara Blida podejrzewała, iż jest podsłuchiwana. Mówił, że była też zmieszana, gdy pewnego dnia, jadąc samochodem, pomyliła kierunek jazdy i nieoczekiwanie zawróciła - a za nią zrobił to inny samochód.

Albo tak nieudolnie to robiono, albo specjalnie tak robiono. A jeśli tak, to było to zaszczucie - ocenił. Dodał, że żona - widząc w telewizji zatrzymania takich polityków jak Aleksandra Jakubowska, czy Emil Wąsacz, oceniała to jako "śmierć cywilną" osoby publicznej.

Mam żal do prokuratury łódzkiej, że prowadzone tam śledztwo skończyło się umorzeniem sprawy wobec funkcjonariuszki ABW odpowiedzialnej w tamtym czasie za bezpieczeństwo żony. Ja zeznawałem konsekwentnie, że kiedy padł strzał, ona dopiero biegła do łazienki. Nie dano mi jednak wiary - tak Henryk Blida ocenił to śledztwo.

"ABW nie pytało, czy mamy broń"

Gdy funkcjonariusze ABW zapukali do drzwi domu Blidów w Siemianowicach Śląskich, nie padło pytanie o broń, którą Blidowie mieli w domu - zeznał mąż Barbary Blidy. Była w sejfie zamykanym na szyfr. Ten szyfr znała tylko żona i ja - zapewnił Henryk Blida.

Jak twierdził, w miejscu - w którym stał z dwoma funkcjonariuszami ABW - nie widział, czy funkcjonariuszka Agencji, która miała odpowiadać za bezpieczeństwo żony, sprawdziła łazienkę, zanim weszła do niej Barbara Blida. Po tym, jak usłyszał huk i sam ruszył do łazienki, widział tę funkcjonariuszkę przed pomieszczeniem.

Następnie - zeznał Henryk Blida - ABW kazała mu wyjść z jego domu i przed furtką czekać na pogotowie.

Przyjechała najpierw jedna karetka, potem druga, wreszcie było tam wiele osób - relacjonował. Jak powiedział, nie zaobserwował, w jakim stanie byli agenci ABW po śmierci Blidy, bo on sam był "w stanie tragicznym". Dodał, że nie pamięta, by ktokolwiek - czy to z ABW, czy z prokuratury - próbował podejść do niego i wyjaśniać, co się stało.