Położone na wybrzeżu gminy w województwach pomorskim i zachodniopomorskim zaczynają liczyć straty po weekendowej cofce na Bałtyku. Woda wpychana w głąb lądu przez północny wiatr w wielu miejscach spowodowała lokalne podtopienia.

Na Pomorzu Zachodnim największe kłopoty mają jeszcze Police. Jak informuje nasz reporter Grzegorz Hatylak, 11 osób wciąż nie może wrócić do swoich domów. Ewakuowani mieszkańcy dwóch budynków przy ul. Goleniowskiej znaleźli schronienie w pokojach gościnnych hali sportowej przy Siedleckiej. Zanim będą mogli powrócić do swoich mieszkań, władze gminy chcą załatać kilkumetrową wyrwę w wale przeciwpowodziowym. Trzeba także naprawić nawierzchnię częściowo podmytej jezdni. Strażacy wypompowali już wodę z zalanych kondygnacji, jednak budynki trzeba jeszcze osuszyć, co przy obecnych temperaturach będzie bardzo trudne.

Na drugim krańcu polskiego wybrzeża - w Elblągu - pracownicy urzędu gminy dowożą mieszkańcom zalanych gospodarstw opał, który będzie im potrzebny do osuszenia domów. Choć ustał silny północny wiatr, który tłoczył wodę z Bałtyku na Żuławy, to wciąż prowadzony jest monitoring zarówno stanu wód jak i wałów - powiedziała wójt Elbląga. Genowefa Kwoczek dodała, że wały są nasiąknięte wodą jak gąbka, co chwilę gdzieś przesiąkają i wtedy trzeba okładać je workami z piaskiem. Sytuacja jest opanowana, ale wciąż poważna. Dlatego nie odwołuję alarmu powodziowego - wyjaśniła wójt Elbląga.

Weekendowa cofka najmocniej podtopiła Wyspę Nowakowską, ale ucierpiało też kilka ulic we Fromborku, Elblągu oraz Tolkmicku.