W Gdańsku awantura o teren, na którym powstać miały wielopiętrowe biurowce. Inwestor w zamian za teren zaoferował miastu ponad 220 mieszkań, w których mieli mieszkać ludzie, czekający od lat na mieszkania komunalne. Miasto odebrało mieszkania, ale przedsiębiorca do dziś nie otrzymał obiecanej ziemi.

Problemem jest mały, biały domek, który stoi na spornej działce. Władze miejskie domagają się od inwestora, żeby zapłacił od budynku podatek VAT około 11 milionów złotych.

Przedstawiciele firmy mówią, że w żadnych dokumentach mowy nie było o białym domku. Wszystko było jasne. Mieszkania przekazano. Pozostało podpisanie umowy. My byliśmy do podpisania umowy. Stawiliśmy się w wyznaczonym terminie u notariusza. Nikt z miasta nie był na tym spotkaniu - żali się pełnomocnik zarządu Marek Rybacki. Miasto odpowiada: Nie znają prawa, nie wiedzieli co robią. Domek stał, wszyscy widzieli.

Miasto ma jednak wątpliwości, bo jak mówi wiceprezydent Gdańska, dopiero teraz po konkursie zlecono odpowiednią ekspertyzę, która ma wyjaśnić kwestię podatku.