Mężczyzn, żądających po kilka złotych za opiekę nad autem, można spotkać we Wrocławiu na każdym większym parkingu, nawet tym przed Urzędem Miasta. Wrocławskie służby miejskie są jednak bezsilne wobec samozwańczych parkingowych, a zbierający haracz od kierowców stają się coraz bardziej śmiali.

Straż miejska i policja nie robią nic w tej sprawie, gdyż nie mają podstaw do interwencji.

Wyłudzającego haracz pseudo-parkingowego trzeba złapać na gorącym uczynku, a nikt z płacących nie kwapi się, by wzywać w takiej sytuacji służby. Kierowcy wolą uszczuplić portfel o kilka złotych, co niestety sprawia, że proceder kwitnie.

Paweł Petrykowski z wrocławskiej policji apeluje więc do kierowców, by nie płacili za tego rodzaju usługi:

Problem polega też na tym, że często za propozycją popilnowania auta kryje się niewypowiedziana groźba, więc zmotoryzowani wolą nie ryzykować:

Sprawę raz na zawsze chcą rozwiązać radni, którzy skierowali do prezydenta miasta propozycję, by strażnicy miejscy mogli po cywilu dokonać kilku prowokacji. Wtedy zniknąłby problem składających zeznania świadków, a przy okazji zniknęliby także naciągacze.