Ponad 100 wełnianych czapek od wiosny wydziergała na drutach pani Anna, emerytka z Gdańska. W ten sposób seniorka chce pomóc przebywającym w obozach dla uchodźców. Jej dary trafią do Grecji przez gdańskie Centrum Wsparcia Imigrantów i Imigrantek. Jak mówi w rozmowie z RMF FM, nie ma pieniędzy, by pomóc inaczej. Dlatego pomaga, jak potrafi.

Ponad 100 wełnianych czapek od wiosny wydziergała na drutach pani Anna, emerytka z Gdańska. W ten sposób seniorka chce pomóc przebywającym w obozach dla uchodźców. Jej dary trafią do Grecji przez gdańskie Centrum Wsparcia Imigrantów i Imigrantek. Jak mówi w rozmowie z RMF FM, nie ma pieniędzy, by pomóc inaczej. Dlatego pomaga, jak potrafi.
Czapki, które trafią do obozów dla uchodźców /Kuba Kaługa /RMF FM

To nie pierwszy raz, gdy pani Anna własnoręcznie produkuje czapki dla innych. Razem z koleżankami z klubu seniora pomagała już m.in. dzieciom. Wydziergane na drutach czapki trafiły do potrzebujących dzieci poprzez jedną z przykościelnych świetlic w Gdańsku-Wrzeszczu. Od sióstr zakonnych słyszała, że dzieci były bardzo zadowolone.

Pani Anna lubi i chce pomagać. Wpadła na pomysł dziergania czapek dla uchodźców, bo - jak mówi - nie stać jej na inną formę pomocy. Słyszała natomiast, że tym ludziom w obozach potrzeba dosłownie wszystkiego, że żyją tam w fatalnych warunkach, że niewiele mają.

Pani Anna sama ma natomiast problemy ze zdrowiem, jest niepełnosprawna. Ma kilkaset złotych emerytury. Cały czas chciałabym jakoś pomóc, w miarę możliwości. Pieniędzy nie mam. Mogę jednak coś dla innych zrobić. Akurat skarpetek nie potrafię robić, więc zaczęłam robić czapki. Już wiosną zaczęłam robić te czapeczki - mówi pani Anna. Dziergane są one głównie z myślą o dzieciach, ale w różnych rozmiarach. Dla małych dzieci, dla dużych dzieci. Także dla dorosłych. Przecież te dzieci mają też matki. Myślałam też o zbieraniu odzieży, ale ja sama nie mam do tego warunków, nie miałabym gdzie tego trzymać - dodaje w rozmowie z RMF FM.

Czapek jest już ponad sto

Zgromadzenie dzierganych na drutach rękodzieł w jednym miejscu zajęło kilka minut. Jak mówi ich autorka, czapek jest już ponad sto. Zaczęła, bo dostała włóczkę od koleżanki. Zresztą - jak twierdzi - także koleżanki wciągnęła w tę inicjatywę. Sama dzierga przeważnie jedną czapkę dziennie. Oczywiście mam normalne życie, nie pracuję, jestem emerytką. Chodzę na zajęcia do klubu seniora, robię zakupy, robię obiady, chodzę po lekarzach, bo zdrowie niestety nie dopisuje. Nie jestem w stanie sprzątać, bo pewnych ruchów nie mogę już wykonywać, ale mogę siedzieć i dziergać. Oczywiście ja ich nie robię ciągiem, że zaczynam i muszę skończyć. Trochę zrobię rano, potem w wolnych chwilach w ciągu dnia - przyznaje pani Anna.

Seniorka nie uważa też, że pomoc osobom w obozach, można postrzegać jako coś złego. Przyznaje, że nie zgadza się z takimi opiniami. Przecież można pomóc. Jeżeli są ludzie, którzy są tak zaparci, że uważają, że takie dziecko 10-cioletnie, czy młodsze czy starsze, jest złe z natury, to... Owszem! Ja też się boję terroryzmu. Tak jak każdy - mówi Pani Anna.

"Czy pomogę znajomemu, czy nieznajomemu, on się odpłaci tym samym"

Dodaje jednak, że pomoc z jej strony przeznaczona jest przede wszystkim dla ludzi, którzy utknęli w obozach w południowej Europie. Zamknięto granice i ci ludzie nie mogą się cofnąć, są jakby w pół drogi, a niewiele rzeczy zabrali w tę podróż. Płynąc pontonem przecież nie mieli warunków. Nie wsiadają w samolot, że bagaż mogą nadać. To są uciekinierzy, płacą tym, który wykorzystują ich. Nie będę ich krytykować. Każdy ma prawo żyć. Przecież jakby ktoś ich zapytał o Polskę, to nawet nie będą w stanie powiedzieć, gdzie taki kraj leży. Na pewno będą pamiętać, że z tego kraju dostali coś dobrego, jakąś pomoc. Dlaczego nie zrobić czegoś dla kogoś innego, kto potrzebuje? To są przecież ludzie. Jeśli ma się czas... nie mówię tylko o uchodźcach. Czy pomogę znajomemu, czy nieznajomemu, on się odpłaci tym samym - mówi pani Ann.

Nie liczyła, ile kłębów włóczki zużyła już na czapki. Część dostała od osób, które usłyszały o jej formie pomocy, choćby z pobliskiego sklepu z odzieżą. Partia jej czapek ma wkrótce trafić do Grecji. Raczej nie będzie to ostatni raz. Będę robić, dopóki mam włóczkę. I siłę - mówi pani Anna.

(ł)