Instytut Pamięci Narodowej chce przesłuchać byłego ambasadora Norwegii w Polsce. Chodzi o śledztwo w sprawie preparowania dokumentów świadczących o współpracy Lecha Wałęsy z komunistyczną służbą bezpieczeństwa. Zdaniem byłego prezydenta, bezpieka przygotowując fałszywki próbowała uniemożliwić przyznanie mu Pokojowej Nagrody Nobla. Spreparowane dokumenty miał dostać ówczesny ambasador oraz Komitet Nagrody.

Trudno wyrokować, kiedy śledztwo w tej sprawie się zakończy. Teraz oprócz prośby do Norwegów o przesłuchanie ambasadora, zbierane są dokumenty i przesłuchiwani są polscy świadkowie - byli funkcjonariusze aparatu bezpieczeństwa, którzy ujawnili, zetknęli się albo weryfikowali na początku lat 80. niektóre materiały dotyczące Lecha Wałęsy albo tajnego współpracownika o pseudonimie „Bolek”. Prowadzący śledztwo prokurator Mirosław Rode nie chce zdradzić, czy zamierza postawić komuś zarzuty w tej sprawie.

Dlaczego wszystko to tak długo trwa? Bo prokurator IPN nie ma do dyspozycji policji, czy CBA, wszystko musi robić sam. To on przesłuchuje świadków, dokonuje oględzin materiałów archiwalnych - tłumaczy szef pionu śledczego w gdańskim IPN-ie prokurator Maciej Shulz.