W dalszym ciągu nie udało się odnaleźć ratownika, który zaginął w kopalni "Krupiński". Jego koledzy przeszukali już 180 metrów chodnika ponad 800 metrów pod ziemią. W czwartek wieczorem w kopalni "Krupiński" w Suszcu doszło do zapalenia metanu. Zginęły dwie osoby - jeden górnik i jeden z ratowników, którzy pospieszyli z pomocą. 11 poszkodowanych trafiło do szpitali.

Akcja ma trwać do czasu odnalezienia ratownika, ale decydujące będą warunki panujące na dole. A te od początku nie sprzyjają ratownikom.

Najpierw w kopalni był tak gęsty dym, że poszukiwania prowadzono praktycznie po omacku. Kiedy poprawiła się widoczność, to wzrosło stężenie metanu i innych gazów. W konsekwencji trzeba było wycofać ratowników, bo groziło to wybuchem. Problemem jest też wysoka temperatura. Wczoraj nie pomogło nawet rozebranie jednego z podziemnych urządzeń.

Równocześnie prowadzone są prace przygotowawcze do odizolowania rejonu pożaru przeciwwybuchowymi tamami. Dopływ powietrza zostanie odcięty, dopiero gdy ratownik zostanie odnaleziony i przetransportowany na powierzchnię.

W czwartek wieczorem w kopalni "Krupiński" w Suszcu doszło do zapalenia metanu. Zginął jeden górnik i jeden z ratowników, którzy pospieszyli z pomocą. 11 poszkodowanych trafiło do szpitali.

W chwili wypadku w zagrożonym rejonie pod ziemią były 32 osoby; 20 z nich bez poważniejszych obrażeń wyjechało na powierzchnię. Obecnie dziewięciu górników znajduje się w Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich (CLO), dwaj lżej ranni w szpitalu w Jastrzębiu Zdroju. Mają poparzone od 10 do 50 proc. powierzchni ciała. Jak informował dyrektor CLO, stan poparzonych jest dobry, jednak górnicy pozostaną w szpitalu co najmniej miesiąc.