Spór warszawskiego Ratusza z burmistrzem dzielnicy Ursynów skończy się w sądzie pracy. Piotra Guziała ukarano, bo zatrudnił na umowę zlecenie kilku pracowników. Prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz stwierdziła, że burmistrz nie miał do tego pełnomocnictwa. Wywodzący się z lokalnego komitetu Guział uważa, że to polityczna zemsta za utratę władzy w dzielnicy, która dotychczas była bastionem PO.

Nie ma szans na zgodną współpracę między Ursynowem, a ratuszem przy Placu Bankowym, bo barykada pnie się coraz wyżej. Najpierw burmistrzowi Guziałowi nie przekazano pełnomocnictw, co opóźniło oddanie do użytku poszerzonej drogi, a teraz w ratuszu uznano, że nie miał prawa zatrudniać kilku osób na umowy zlecenia.

Dawanie upomnień to dziecinada. Jestem burmistrzem, z którym pani prezydent nawiązała stosunek pracy. To wcale jednak nie znaczy, że ja jestem podległym jej urzędnikiem - mówi zdenerwowany Piotr Guział. Burmistrz dodaje, że został ukarany, bo zatrudnił córkę byłego samorządowca, który ma z PO na pieńku.

Zbudował swoją pozycję polityczną, swoją rozpoznawalność na takiej polityce happeningów - odpowiada Tomasz Andryszczyk z Ratusza. Twierdzi, że to nie przynależność, ale sposób bycia burmistrza stanowi problem.

Na tych przepychankach stracić mogą tylko mieszkańcy. Finanse i skuteczność dzielnicy zależą bowiem od rządzącej miastem Platformy Obywatelskiej.