Ekspertyzy niezbędne do wydawania wyroków może sporządzać tylko specjalista. Okazuje się jednak, że nie musi być fachowcem w danej dziedzinie. Wystarczy, że potrafi przekonać sędziego o swoich kwalifikacjach - alarmuje "Dziennik Polski".

Prokuratura w Nowym Sączu już dwa lata czeka na opinię biegłego w sprawie śmierci bliźniąt na porodówce Szpitala Powiatowego w Limanowej. Ponieważ raportu z sekcji zwłok wciąż nie ma, śledztwo zawieszono.

"Te przykłady doskonale odzwierciedlają katastrofalny stan instytucji biegłych sądowych. Jedni są niekompetentni, a na opinie innych czeka się latami" - mówi mecenas Zbigniew Ćwiąkalski. Były minister sprawiedliwości ocenia, że problem z biegłymi wynika głównie z braku systemu powoływania takich ekspertów.

"Rozmowę kwalifikacyjną z kandydatem na biegłego przeprowadza sędzia, którego wiedza na temat specjalizacji takiej osoby zazwyczaj jest mała. Wystarczy, że kandydat potrafi się dobrze sprzedać i już jest przyjęty" - przyznaje w rozmowie z "Dziennikiem Polskim" sędzia Paweł Szewczyk, zajmujący się listą biegłych krakowskiego sądu.

A jeśli już ktoś raz trafi na sądową listę, to raczej z niej nie wypadnie. Sędzia Szewczyk zauważa, że kandydatów na biegłych z roku na rok przybywa. Zainteresowanie nie dziwi, jeśli weźmiemy pod uwagę zarobki ekspertów.

(j.)