Ma 11 miesięcy, śmiertelną wadę serca i coraz mniej czasu, by wyjechać za Ocean na operację ratującą życie… Rodzice Antosia szukali pomocy wszędzie, ale zoperowania serca ich syna podjął się jedynie prof. Frank Hanley ze szpitala w Stanford - jak mówią: "specjalista od przypadków beznadziejnych". Koszt operacji jest jednak ogromny, dlatego rodzice chłopca proszą o pomoc. Do 2 sierpnia trzeba zebrać jeszcze blisko 2 miliony złotych.

Antoś przyszedł na świat 8 sierpnia ubiegłego roku. Ze śmiertelną wadą serca. Diagnoza brzmiała jak wyrok: tetralogia Fallota, atrezja pnia płucnego i niedorozwój tętnic płucnych.

W relacji na stronie siepomaga.pl, gdzie prowadzona jest zbiórka pieniędzy na leczenie chłopca, jego rodzice - pani Ola i pan Adam: Był to najpiękniejszy dzień w naszym życiu... I najtrudniejszy. (...) Na początku nic nie zapowiadało tragedii. Antoś był tak silny, że na razie nie potrzebował operacji... Gdy wróciliśmy do domu, jego buzia zaczęła jednak zmieniać kolor. Stała się żółta jak płatki słonecznika. Zespół Alagille’a, zaburzenia w obrębie wątroby, prowadzące do jej niewydolności, w skrajnym przypadku do przeszczepu... Mówią, że problemy to tchórze, bo atakują tylko w grupach. Nie zdążyliśmy oswoić się z chorobą synka, bo śmiertelne niebezpieczeństwo w serduszku znów dało o sobie znać... Niskie saturacje, ciężki oddech, głośny płacz, zimny pot... I ten kolor. Tym razem Antoś był szary jak popiół... Kolor niedotlenienia. Kolor śmierci.

W czasie pobytu w szpitalu chłopiec przeszedł 3 poważne operacje i dwie nagłe reoperacje, dializę otrzewnową z powodu ostrej niewydolności nerek, trzy cewnikowania serca. Przez 2 tygodnie podłączony był do ECMO, czyli systemu pozaustrojowego natleniania krwi.

Jak wspominają jego rodzice, lekarze mówili im wprost: takich tętnic, jakie ma Adaś, jeszcze nie widzieli.

W pewnym momencie usłyszeli: Proszę się pożegnać...

Tego nie umieliśmy zrobić. Wiedzieliśmy, że tylko 9 procent dzieci, odłączonych od ECMO, żyje dalej... Nie doceniliśmy własnego synka. Znalazł się w tych 9 procentach, choć nikt nie dawał mu szans... - podkreślają.

Jak mówią: Lekarze w Polsce wspaniale opiekowali się Antosiem. Kilka razy uratowali mu życie. Niestety, nic więcej zrobić już nie mogą.

Pani Ola i pan Adam szukali pomocy wszędzie.

Początkowo, jak relacjonują w rozmowie z RMF FM, zdecydowani byli na Łódź, która "jest najlepszym ośrodkiem kardiochirurgii dziecięcej w Polsce".

Jednak byliśmy na konsultacji i kontroli serduszkowej w Warszawie w Centrum Zdrowia Dziecka. Profesor Kawalec robiła echo serca. To tam uświadomili nas o powadze sytuacji. Wspomnieli, że oni takich wad nawet nie ruszają. Wspomnieli, abyśmy upewnili się, co tak naprawdę ma nam do zaoferowania Łódź. A Łódź - jak się okazuje - mogła zaoferować jedynie tzw. operacje paliatywne... czyli przedłużające Antosiowi życie, które trzeba powtarzać co pół roku, bo serduszko rośnie - ale nie są to operacje korekcyjne serca. (...) Wtedy zaczęliśmy szukać ośrodka, który przeprowadza korekty takich wad - opowiadają.

Pomocy szukali m.in. w Niemczech i we Włoszech, ale - jak podkreślają - "jedynym ośrodkiem na świecie, który chce podjąć się (operacji Antosia) i odnosi na tym polu sukcesy jest Stanford".

Prof. Frank Hanley jest najlepszym na świecie specjalistą w unifokalizacji. Jest to zabieg stworzenia tętnicy przy wykorzystaniu naczyń obocznych, czyli tych, które organizm sam sobie wytwarza, kiedy tętnice niedomagają. Sukcesem profesora są np. polskie dzieci: Emil i Dawidek, którzy mieli podobne do Antosia wady, i pewnie wiele innych. Tu, w Polsce, dla tych dzieci nie było ratunku - mówią nam rodzice Antosia.

Od miesięcy walczą o to, by zebrać środki, które pozwolą na poddanie synka operacji w Stanford.

Zbiórka trwa w serwisie siepomaga.pl: od 2 kwietnia udało się zebrać już ponad 1,7 mln złotych!

To jednak wciąż mniej niż połowa potrzebnej sumy. Do 2 sierpnia konieczne jest zebranie jeszcze blisko 2 milionów złotych.

Pomóc może każdy, wpłacając pieniądze za pośrednictwem serwisu siepomaga.pl: zbiórkę na rzecz Antosia znajdziecie TUTAJ! >>>>

Znaczenie ma każda kwota!

Jak zaznaczają na stronach zbiórki rodzice Antosia: Myśleliśmy, że pieniądze szczęścia nie dają - dziś, zrozpaczeni, wiemy, że dają coś więcej: życie.