69 protestów wyborczych dotarło do tej pory do Sądu Najwyższego. Termin ich składania minął w ubiegły piątek. Już można jednak powiedzieć, że zażaleń jest znacznie mniej, niż po poprzednich wyborach parlamentarnych dwa lata temu.

Sprawdza się stara prawda, że Polacy lubią narzekać. Skargi złożyły zarówno osoby indywidualne, jak i całe komitety wyborcze. Co ciekawe, niektórzy domagają się nawet unieważnienia wyborów w całości.

Narzekają nie tylko osoby głosujące w Polsce - powiedział RMF FM sędzia Piotr Hofmański. Mamy też protesty wyborcze pochodzące zza granicy, m.in. z Chicago i Dublina - zaznaczył.

Dostało się m.in. polskim mediom. Znalazł się oczywiście protest dotyczący emitowania przez telewizją polską spotu „Zmień kraj, idź na wybory”. Został on odczytany jako nawoływanie do głosowania w określonym kierunku - stwierdził Hofmański.

Teraz z ułańską fantazją protestujących muszą poradzić sobie sędziowie Sądu Najwyższego. Na rozpatrzenie wszystkich skarg mają trzy miesiące. Jeśli sędziowie uznają za zasadne zarzuty zawarte w którymś z protestów, będą sprawdzać, czy miały one wpływ na wyniki wyborów w danym miejscu. Jeśli ocenią, że tak, wtedy mogą zdecydować nawet o nieważności wyborów w danym okręgu. W takim przypadku wybory trzeba będzie tam powtórzyć.

Na podstawie sprawozdania z wyborów przedstawionego przez Państwową Komisję Wyborczą oraz opinii wydanych po rozpatrzeniu protestów, Sąd Najwyższy rozstrzyga o ważności wyborów oraz o ważności wyboru posła lub senatora, przeciwko któremu wniesiono protest. Rozstrzygnięcie to sąd podejmuje nie później niż w trzy miesiące po dniu wyborów.