Cena 5 zł za litr paliwa tak skutecznie wystraszyła kierowców, że w styczniu spadły obroty stacji. Kwota okazała się być psychologiczną barierą, która skłoniła część kierowców do rezygnacji z tankowania. Dlatego właściciele stacji robią wszystko, aby na dystrybutorze cena zaczynała się cyfrą 4.

To może być początek wojny cenowej na stacjach. Mimo przekroczenia granicy 100 dolarów za baryłkę ropy, sprzedawcy zamiast podnosić, obniżyli stawki - twierdzi "Dziennik Gazeta Prawna".

Pomaga też umacniający się wobec dolara, złoty. Trudno jednak przewidzieć, co będzie dalej. Na razie koncerny obserwują nawzajem swoje ruchy i dostosowują ceny do konkurencji, czyli utrzymują je poniżej 5 zł za litr.

Wszyscy liczą chyba na rychły koniec zawirowań w Egipcie i ponowny spadek notowań ropy naftowej na światowych giełdach.