Powiatowy Lekarz Weterynarii w Krotoszynie zawiadomił prokuraturę o podejrzeniu znęcania się nad 260 lisami i jenotami. Nielegalna hodowla zwierząt futerkowych działała w wielkopolskiej wsi Durzyn.

Powiatowy Lekarz Weterynarii dowiedział się o fermie od strażnika miejskiego.

Okazało się, że ferma działała nielegalnie, bez nadzoru służb weterynaryjnych. Zwierzęta przebywały w niewłaściwych warunkach - poinformował Wojewódzki Lekarz Weterynarii w poznaniu Andrzej Żarnecki.

Na miejscu było 260 lisów oraz 14 jenotów. Właścicielką hodowli była ciężarna kobieta, która samotnie prowadziła fermę ze względu na pobyt jej męża w więzieniu.

Podczas pierwszej kontroli kobieta została zobowiązana do wywiezienia wszystkich zwierząt do ferm, spełniających odpowiednie wymogi do hodowli. O miejscu ich pobytu kobieta miała poinformować miejscowe służby weterynaryjne. Tak się jednak nie stało.

Kilka dni później na miejsce zdarzenia ponownie przybył Powiatowy Lekarz Weterynarii w towarzystwie strażnika miejskiego. Okazało się, że większość zwierząt była martwa. Uśpiła je, bo prawdopodobnie chciała sprzedać na futra - powiedział Andrzej Żarnecki.

W wyniku interwencji 50 żywych lisów przewieziono do legalnej fermy k. Ostrowa Wlkp., a 18 sztuk przygarnęło poznańskie stowarzyszenie "Otwarte klatki", które towarzyszyło podczas drugiej kontroli krotoszyńskich służb weterynaryjnych. Utylizacją martwych zwierząt zajęły się służby z polecenia burmistrza Krotoszyna.

Lisy były uwięzione w klatkach bez jedzenia i picia. Żywiły się ciałami swoich towarzyszy - poinformowali na swojej stronie internetowej działacze stowarzyszenia Otwarte Klatki.

Zdaniem obrońców zwierząt "cierpienie lisów na tej fermie było niewyobrażalne, zostały porzucone na pastwę losu, skazane na śmierć z powodu głodu i pragnienia. Część z nich rozpoczęła rozpaczliwą walkę o życie, próbowały za wszelką cenę uciec z klatek. Na miejscu widzieliśmy zwłoki lisów, które do ostatniej sekundy walczyły o życie. Doprowadzone do granic wytrzymałości lisy wzajemnie się atakowały; jedyną szansą na przeżycie było dla nich zjedzenie ciała martwego innego lisa" - poinformowali.

Stowarzyszenie także zgłosiło sprawę na policję.