Publiczna telewizja przegrała proces wytoczony jej przez dziennikarzy wyrzuconych z pracy po głośnym wywiadzie z zabójcą księdza Popiełuszki - Grzegorzem Piotrowskim w marcu ubiegłego roku. Czterej dziennikarze łódzkiego ośrodka mogą wrócić do telewizji, mają też dostać pieniądze za czas, w którym nie pracowali. Orzeczenie łódzkiego Sądu Pracy nie jest prawomocne, nie wiadomo też jakie będą losy przywróconych do pracy dziennikarzy. Telewizja - jak mówił w sądzie jej pełnomocnik nie jest zainteresowana ich powrotem.

Dziennikarze oczekiwali takiej decyzji sądu, dlatego poczuli ulgę, kiedy sąd obarczył odpowiedzialnością za puszczenie wywiadu z Piotrowskim nie dziennikarzy, ale byłego już szefa łódzkiego ośrodka telewizji: "Osobiście podjął decyzję, aby wyemitować sporny program i sprawował pieczę nad przygotowaniami" - powiedziała sędzia Agnieszka Domańska-Jakubowska. Kontrowersyjnego wywiadu zabójca księdza Jerzego Popiełuszki udzielił wyłącznie telewizji w marcu zeszłego roku będąc na przepustce z więzienia. Wtedy też na konferencji prasowej reklamował antyklerykalne pismo, które ułatwiło rozmowę. Po emisji wywiadu w mediach rozpętała się burza. Pracę stracili autorzy wywiadu, dziennikarz, który był według szefów telewizji odpowiedzialny za jego emisję i wydawca programu za relację z konferencji prasowej oraz podziękowania dla tegoż tygodnika. Po tych wydarzeniach do dymisji podał się także dyrektor ośrodka. Sąd wziął w obronę dziennikarzy. Podzielił opinię, że byli dobrymi i cenionymi pracownikami a telewizję skrytykował za bezzasadne i drastyczne dyscyplinarne zwolnienie ich z pracy. Jeśli do niej wrócą mają dostać pieniądze za stracony czas. W sumie ponad 90 tysięcy złotych, większość za trzy miesiące. Tylko zwolniony szef syndykatu za półtora roku bez pracy. Mówią, że do pracy wróciliby, ale takiej chęci nie przejawia przegrana w tym procesie telewizja.

12:50