Po moich materiałach urzędnicy z warszawskiej Woli postanowili przyłożyć się do pracy. Uciążliwy mieszkaniec jednego z bloków, który zanieczyszczał klatkę schodową i mieszkanie sąsiadów, został zabrany przez straż miejską. Wkrótce powinien trafić na przymusowe leczenie.

Prawdopodobnie to jeszcze nie koniec problemów z kłopotliwym lokatorem, ale sąsiedzi już odetchnęli z ulgą, ponieważ ktoś w końcu się nim zajął. Człowiek, który jest niepełnosprawny, jest chory, jest alkoholikiem, jest pozbawiony dostępu do toalety, jest zostawiony sobie. I organy, które pomocy powinny mu udzielić, to zaniedbują. I to jest skandal - usłyszałem od jednego z sąsiadów, któremu nieczystości uciążliwego mieszkańca zaczęły przeciekać do pokoju.

Mężczyzna trafił do schroniska, gdzie ma zostać przynajmniej umyty i doprowadzony do stanu, w którym będzie mógł zostać skierowany na leczenie. Przenosiny do domu opieki społecznej jeszcze potrwają.

Dopóki nie zainteresowałem się sprawą, urzędnicy nie zrobili nic w sprawie kłopotliwego mieszkańca. Właściciele zalewanego mieszkania szukali pomocy w sanepidzie, u administratora budynku i urzędników dzielnicy. Bez skutku. W każdym przypadku podawano im inny powód bezsilności.

Sanepid tłumaczył np., że inspektorzy nie mogą wejść do prywatnego mieszkania, a urzędnicy na Woli, że mężczyzna ma prawo do mieszkania w lokalu komunalnym, tymbardziej, że nie jest on zadłużony.

A co z jego prawem do opieki ? Co z prawem sąsiadów do spokojnego mieszkania ? I co z dbaniem o mieszkanie komunalne ? Wydaje się, że te same pytania trzeba urzędnikom stawiać do skutku, by uzyskać wreszcie jakiś efekt.

Dlatego przypomnę jeszcze co mówili mi urzędnicy, gdy próbowałem zainteresować ich tym problemem. Sąsiedzi postanowili od razu odnieść się do tych poglądów. Oto efekt:

Będę pilnował tej sprawy, sprawdzę, ile czasu zajmie urzędnikom skierowanie mężczyzny na leczenie.