"To miał być męski biznes" - tak mówi Zdzisław Rutkowski, który znalazł teczkę z dokumentami należącą do szefa opolskiego Urzędu Ochrony Państwa. Kapitan opolskiego UOP-u zgubił ją, bądź też została mu skradziona w jednej z wrocławskich restauracji. Jej znalazca zażądał za zgubę 1000 złotych. Pieniędzy nie dostał, został za to - jak twierdzi - dotkliwie pobity, prawdopodobnie przez funkcjonariuszy UOP-u.

Najważniejsze pytanie, które pojawia się w tej sprawie, to jak to się stało, że wysoki rangą funkcjonariusz jednego z ważniejszych urzędów w państwie po prostu gubi teczkę z ważnymi dokumentami?

Wersja pobitego

Odpowiedzi na to pytanie są dwie. Pierwszej udziela sam kapitan UOP: "Teczka została mi skradziona" – twierdzi oficer. Drugie wyjaśnienie przedstawia sam znalazca - kapitan feralnego dnia był pijany i nie wiedział co się wokół niego dzieje. Zdzisław Rutkowski nie ukrywa, że chciał zrobić interes: za oddanie teczki zażądał 1000 złotych. Jej właściciel przystał na taką propozycję. Panowie spotkali się we Wrocławiu. Po omówieniu sprawy w jednej z restauracji, kapitan UOP wyszedł do bankomatu po pieniądze, a znalazca teczki postanowił poczekać na zewnątrz. Wtedy został pobity przez kilkunastu rosłych mężczyzn. „Rzuciło się na mnie około 8-10 mężczyzn. Skuli mi ręce kajdankami do tyłu. Zostałem podcięty, byłem kopany po głowie, byłem duszony własnym krawatem, miałem uciskane gałki oczne, leżałem cały w kałuży krwi. Ich zachowanie wskazywało, że są to prędzej sadyści, bandyci, aniżeli funkcjonariusze legalnie działającej służby – UOP. O tym, że są to pracownicy UOP dowiedziałem się po przewiezieniu do delegatury wrocławskiej przy ulicy Łąkowej" – opowiadał naszej reporterce pan Rutkowski. Potem mężczyzna został przewieziony do policyjnej izby zatrzymań, jednak dyżurny oficer odmówił jego przyjęcia. Policjant stwierdził, że Zdzisław Rutkowski jest w takim stanie, że nadaje się tylko do szpitala. Tam też trafił, po czym – na własną prośbę – został wypisany. Tymczasem jego mieszkanie zostało przeszukane przez UOP. Znaleziono tam ową teczkę i oddano właścicielowi.

Wersja kapitana

Do wyjaśnienia tej sprawy został wydelegowany rzecznik opolskiej delegatury UOP. Małgorzata Kalinowska twierdzi, że jej szef nie zgubił teczki, tylko został ona skradziona w jednym z wrocławskich lokali. Kapitan Czesław Rybak spotkał się tam ze znajomymi, ale nie pił alkoholu. Kilka dni później spotkał się w umówionym miejscu z panem Zdzisławem. Zdaniem Kalinowskiej mężczyzna był pod wpływem alkoholu i chwalił się, że ma przy sobie broń. Wtedy oficer poprosił o interwencję kolegów z Wrocławia. Ci potraktowali sprawę bardzo poważnie, jako nie cierpiącą zwłoki. „Mężczyzna ten miał przy sobie broń palną, którą – znajdując się pod wpływem alkoholu – demonstrował publicznie. W związku z potencjalnym niebezpieczeństwem użycia tej broni, zatrzymanie nastąpiło w sposób zdecydowany i stanowczy” – powiedziała RMF rzecznik Kalinowska. Co znaczy „zdecydowany i stanowczy”? Adekwatny do sytuacji – wyjaśnia dalej rzecznik i dodaje, że pistolet, który miał mieć ów mężczyzna, był gotowy do strzału.

Finał

Prokuratura we Wrocławiu prowadzi dwa postępowania w tej sprawie. Pierwsze dotyczy kradzieży teczki – prokurator postawił Rutkowskiemu zarzuty kradzieży i ukrywania dokumentów, którymi nie miał prawa dysponować. Prokuratura bada także – na wniosek Rutkowskiego – fakt pobicia go przez funkcjonariuszy Urzędu Ochrony Państwa.

Jak by nie było, kto jak kto, ale szef delegatury UOP powinien wykazywać się większą czujnością, a nie tak po prostu dać sobie ukraść teczkę. Czy tak dba się o bezpieczeństwo państwa nad czym ma czuwać m.in. UOP?

foto Maciej Cepin RMF Wrocław.

15:15