40 procent pieniędzy z okupów za statki porwane przez somalijskich piratów wspiera światowy terroryzm - szacują specjaliści - głównie al-Kaidę. To bardzo łatwe i szybkie pieniądze dla światowej siatki terrorystycznej, która przegrupowała się do Afryki - głównie do Somalii i Jemenu - ocenia ekspert do spraw trerroryzmu z Collegium Civitas Krzysztof Liedel.

Porywacze chemikaliowca St. James Park z Polakiem na pokładzie wciąż nie skontaktowali się z brytyjskim armatorem. Według najnowszych informacji jednostka uprowadzona 29 grudnia na wodach Zatoki Adeńskiej dopiero kilkadziesiąt godzin temu przybiła do brzegów Somalii. Dlaczego to tak długo trwało? Według Liedela piraci byli bardzo ostrożni, żeby zgubić ewentualny pościg. Na tym akwenie działają służby specjalne i wojska kilkunastu państw. Nie przedstawili natomiast żądań, bo to nie piraci stawiają warunki armatorom, lecz ich zleceniodawcy, a jednostka wciąż była na morzu. Jak podkreśla mój rozmówca - w ostatnim tygodniu mamy do czynienia ze wzrostem aktywności piratów. Dopuścili się też - co jest nowością - porwania dwóch statków brytyjskiego armatora - do tej pory omijali raczej jednostki państw, które mogą odpowiadać siłą. Krzysztof Liedel widzi dwa powody wzmożenia aktywności porywaczy. Porwania mogą się stać teraz domeną al-Kaidy, która przegrupowała się do Afryki. W ten sposób zdobywa pieniądze na swą działalność. Po drugie - armatorzy raczej chętnie płacą okup za uwolnienie swych statków, co oznacza, że ten proceder, to łatwe pieniądze dla terrorystów.