Na kary od 12 do 2,5 roku pozbawienia wolności skazał warszawski sąd siedem osób, które podając się za kurierów wtargnęły do domu włoskiego biznesmena i porwały jego 1,5 roczną córeczkę. Wszystko rozegrało się przed trzema laty.

Najdłużej za kratkami będzie przebywał Dariusz K, mózg gangu, bardzo wysokie kary dostali również jego wspólnicy. Ich wina była dla sądu oczywista. Sąd uznał, że choć Dairusz K. kierował porwaniem, reszta również dobrze wiedziała w czym bierze udział. Jedna grupa porywaczy wchodziła do domu, inny wspólnik czekał w samochodzie. Na umówiony sygnał miał podjechać, sprawcy mieli zabrać dziecko i opuścić dom. "Był to tylko i wyłącznie określony podział ról. Niemniej wszyscy z oskarżonych doskonale wiedzieli, co który z nich ma robić" – stwierdził przedstawiciel sądu. Sąd tylko w dwóch przypadkach złagodził nieco kary. Najmniej surową wymierzył kobiecie, która przez kilka dni opiekowała sie porwanym dzieckiem. Beata K. spędzi za kratkami zaledwie dwa i pół roku. "W całym tym zdarzeniu starała się o to, żeby dziecko zbyt dotkliwie nie odczuło całej tej sytuacji" - powiedział sędzia.

Porywacze zażądali okupu w wysokości miliona dolarów. Do przekazania pieniędzy ostatecznie jednak nie doszło, policja wykryła bowiem melinę kidnaperów już po czterech dniach od porwania. Pieniądze z okupu miały zostać podzielone równo. Żądanych pieniędzy wprawdzie porywacze nie otrzymali, ale według sądu zrobili jeszcze gorszą rzecz. Zniszczyli życie kilku osób. Dopiero dziś matka porwanej dziewczynki pierwszy raz odetchnęła z ulgą choć, jak powiedziała, sprawa nie jest jeszcze do końca wyjaśniona. "Jeszcze nie został do końca wyjaśniony wątek zleceniodawcy. wszystko na to wskazuje, że to jeszcze nie koniec" – stwierdziła matka porwanej. Niemal wszyscy adwokaci zapowiedzieli apelację.

01:15