20 tys. 90 złotych - tyle wynosi już dług publiczny w przeliczeniu na każdego Polaka. Licznik pędzi, bo państwo zadłuża się na kolejne 3 tysiące złotych. Rząd kombinuje, jak go zatrzymać i zapowiada zmiany w systemie emerytalnym. Dziś premier ma zdecydować, ile pieniędzy od przyszłego roku trafi do OFE.

Rządowi nie udało się znaleźć przycisku "stop", skupia się więc na tym, żeby chociaż wcisnąć pauzę. Za powód finansowych kłopotów uznał system emerytalny, bo jak tłumaczy Ministerstwo Finansów, państwo musi podwójnie ponosić koszty wypłacania emerytur. W kasie muszą się znaleźć środki na bieżące świadczenia i środki na emerytury dla młodych, które już dzisiaj trafiają do prywatnych OFE.

Tyle pieniędzy nie ma, ZUS musi się więc zapożyczać, tylko na przyszły rok chce z komercyjnymi bankami umowy na 5 miliardów złotych. Państwo zapożycza się też w samych OFE, w których zamiast pieniędzy leżą dzisiaj głównie obligacje. To pompuje długi, więc już zapadła decyzja, że ten łańcuch trzeba przerwać.

Dziś mamy poznać szczegóły. Składka ma zmaleć z ponad 7, do 5, 3 albo 2 procent naszych dochodów. Nie wiadomo natomiast, co z resztą. Albo trafi do OFE w postaci obligacji emerytalnych albo pozostanie w ZUS-ie. Z punktu widzenia przyszłych emerytów różnica tak naprawdę jest niewielka.