Wydawałoby się, że nikt już nie uwierzy w możliwość szybkiego zarobku dzięki "piramidzie finansowej". Okazuje się jednak, że nadal można spotkać naiwnych, którzy liczą na szybki zysk małym kosztem.

Jak działała "piramida" stworzona przez byłego pracownika Aresztu Śledczego w Białymstoku? Podobnie jak i inne wymyślone wcześniej - najpierw pożyczka niewielkiej kwoty oddanej wraz z procentem, a potem kolejna, już większych pieniędzy, których nie udaje się odzyskać. Potencjalne ofiary oszust wybierał wśród swoich znajomych. Wraz z innymi osobami pożyczyli mu oni na wysoki procent prawie 460 tysięcy złotych.

"Wzbudzał zaufanie, wydawał mi się wiarygodny" - tak mówią oszukani o 34-letnim Dariuszu B., który obiecywał im 10-procentowe zyski miesięcznie. Gwarancją miały być diamenty, złoto, waluta i nieruchomości. W rzeczywistości mężczyzna część pieniędzy przeznaczył na własne potrzeby, a późniejszymi pożyczkami spłacał wcześniejsze. Niektórzy świadkowie przyznali, że po pierwszych niewielkich pożyczkach sami dawali oszustowi większe kwoty, a nawet przedłużali okres przetrzymywania przez niego pieniędzy, bo mieli do niego duże zaufanie. Dariusz B. uspokajał ich, że pożyczone pieniądze jego znajomy biznesmen inwestuje w grunty na obrzeżach Białegostoku. Innym razem mówił, że inny kolega - makler, obraca tymi pieniędzmi na giełdzie. Z aktu oskarżenia wynika, że oszust zaczął też grać w multilotka licząc na szczęście w grach losowych.

00:00