Wilno, Bruksela, Rzym, Ostrawa, Berlin, Paryż, Lizbona i znów Bruksela, czyli europejski tour Donalda Tuska. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie złożone zaraz po zaprzysiężeniu na szefa rządu obietnice, że premier będzie korzystał z samolotów rejsowych, bo rezygnuje z rządowego bizancjum i oszczędza. Jednak na deklaracjach się skończyło, bo premier lata rządowymi maszynami, a na dodatek samolot wykonuje lot do rodzinnego miasta premiera, Gdańska.