Nic nie wskazywało na to, że Webber nie wygra. Mógł wygrać trzeci wyścig z rzędu. Skończyło się dość niespodziewanie... a szefostwo Red Bulla jest chyba w kiepskim humorze.

Vettel miał prawo zaatakować Webbera. W Formule 1 zabroniona jest jazda zespołowa. Nie można przepuszczać kolegi, żeby ułatwić mu zdobycie mistrzostwa i w tym duchu jechał Vettel. Nie jest jednak tajemnicą, że szefowie zespołów często nakazują swoim kierowcom inne zachowanie, ale nawet jeśli tego nie robią, to tego, co stało się w Stambule, nie zaakceptują.

Mogło być podwójne zwycięstwo Red Bulla skończyło się na 3. lokacie Webbera i rozbitym bolidzie Vettela. Niezbyt rozsądnie, prawda? I chyba nie ważne, czy błąd popełnił Vettel, atakując w złym miejscu, czy Webber nie przepuszczając kolegi. Choć trzeba przyznać, że Vettel był szybszy od Australijczyka i chyba weteran z Antypodów mógł odpuścić. Konflikt między kierowcami jest - to pewne. Pytanie, czy obaj jakoś się dogadają, bo jeśli nie to Red Bull mistrzem nie będzie...

Mało brakowało, a mielibyśmy powtórkę z rozrywki, bo o prowadzenie walczyli zaciekle Button i Hamilton. Skończyło się na strachu i niezłych emocjach, bo panowie w ciągu minuty zmienili się na prowadzeniu chyba trzykrotnie. Mamy zatem radość w obozie McLarena, złość w obozie Red Bulla i chyba uśmiechy na twarzach osób związanych z Mercedesem. Duet Schumacher - Rosberg odpowiednio na 4. i 5. miejscu.

Ciekawe, czy Hamilton podziękuje kierowcom Red Bulla za prezent, który pozwolił mu wygrać...