W ostatniej chwili uniknięto katastrofy samolotu linii American Airlines z Nowego Jorku do Paryża. Według świadków pilot nie umiał odczytać wskazówek pokładowych urządzeń i kontynuował lot mimo niebezpiecznej awarii.

Zaczęło się od wody wyciekającej z pokładowej toalety. Pasażerowie twierdzą, że kapitan zapytał ich, czy - mimo awarii - chcą lecieć dalej. Podróżni odpowiedzieli „tak”, bo nie wiedzieli, że wyciekająca woda może utworzyć na kadłubie samolotu blok lodu, który następnie uszkodzi jeden z silników (tak właśnie się stało). Według drugiego pilota - cytowanego przez pasażerów - kapitan zarządził lądowanie w Bostonie, bo nie potrafił prawidłowo odczytać urządzeń pomiarowych: myślał, że silnik został uszkodzony w 25% - w rzeczywistości ten ostatni prawie już nie funkcjonował. Samolot nie mógł dolecieć do Bostonu - musiał nagle lądować na jednym z niewielkich lotnisk, które znajdowały się dużo bliżej. Po prawie całodobowej „tragikomedii” zaszokowani podróżni dotarli w końcu do Paryża.