Jeden z symboli Brukseli, siusiający chłopczyk Manneken-Pis w stroju kaszubskim /HERWIG VERGULT /PAP/EPA

Kompletna marionetka została tak zwanym Królem Europy. Uśmiechający się uniżenie do swych możnych patronów, niepotrafiący w całym swoim politycznym życiu uczynić choćby jednego gestu, świadczącego o pozorach niezależności, będzie robił za rzekomego Unijnego Prezydenta. Podobnie jak w kraju zawsze był spolegliwy wobec swych sponsorów i promotorów z głębokiego biznesowego i bezpieczniackiego zaplecza, tak na wyższym, bo już kontynentalnym szczeblu, będzie nadal czapkował i przytakiwał swoim brukselskim "oficerom prowadzącym". Arogancję, jaką charakteryzował się w kraju, zachowa tylko dla krajowych władz. Nic nowego. Ochotników do robienia podobnych łatwych karier zawsze było wielu. Niewielu jest jak zwykle krnąbrnych ideowców oraz rogatych dusz. System personalnych promocji nie przewiduje samodzielnie myślących, chadzających w poprzek, robiących na przekór. "Europejskie wartości" to retoryczna sztuczka, za którą kryją się zwykle interesy najmożniejszych i forsa często śmierdząca ludzkim nieszczęściem. Narasta sprzeciw wobec dyktatu władców najbogatszych państw i ich sług sprowadzanych z biedniejszych kolonii. Spolegliwość wobec rasy panów uzurpujących sobie absolutną władzę na dłuższą metę może nie popłacać. Ów człowiek bez właściwości, germański giermek, który został pasowany na brukselskiego Raubrittera, może zostać strącony równie jednomyślnie, jak został wsadzony na wysoki stolec. Wyraz "stolec" ma w polszczyźnie dwuznaczne konotacje, dlatego celowo go tu użyłem, czyniąc aluzję do świetnej książki, którą ostatnio przeczytałem.      

POSŁUCHAJ ROZMOWY BOGDANA ZALEWSKIEGO ZE STEPHENEM CLARKE

Bogdan Zalewski: Naszym dzisiejszym gościem jest Stephen Clarke, brytyjski pisarz. Witamy w naszym programie w polskim radiu RMF FM.

Stephen Clarke: Dziękuję.  

Przeczytałem ostatnio jedną z pana książek, powieść zatytułowaną "Merde w Europie". Według mnie jest bardzo zabawna i pełna fascynujących informacji na temat europejskiej polityki i kultury. Co było dla pana głównym źródłem informacji, które zawarł pan w powieści? Czy to jest książka oparta na pana własnych doświadczeniach?

O, tak. Przygotowując się do napisania tej powieści, udałem się do Brukseli. Przeprowadziłem rozmowy z pracującymi tam ludźmi, bo znam takie osoby. Poprosiłem ich, by zdradzili mi swoje sekrety, oraz by poznali mnie ze swoimi przyjaciółmi i znajomymi, innymi unijnymi pracownikami. Zapewniłem ich, że jeśli oprowadzą mnie po budynkach, pokażą biura i opiszą, co tak naprawdę dzieje się w Brukseli, to ja w książce ukryję ich prawdziwą tożsamość, zmienię im nazwiska i narodowość. Czasami zmieniłem im płeć. W książce moje źródło informacji jest mężczyzną, a w rzeczywistości to kobieta. Oni zdradzali mi kulisy brukselskich działań, a także zabierali mnie do barów i kawiarni, gdzie odbywały się przyjęcia. Tak więc pojechałem tam, by zdobyć wiedzę. Kiedy piszę powieść, zawsze udaję się w konkretne miejsce, rozglądam się dookoła, wypytuję ludzi, proszę, aby wytłumaczyli mi, co się tam dzieje. Tak więc solidnie przygotowałem się do pisania.       

Czy Paul West, pierwszoosobowy narrator, główny bohater "Merde w Europie" to pana drugie ja, alter ego?

Po części tak. Choć jest młodszy ode mnie. On ma tylko 27 lat. I jest o wiele bardziej naiwny ode mnie. Nie mówi po francusku, podczas gdy ja znam ten język. Myślę więc, że jest on bardziej prostodusznym drugim mną.  

Czy mógłby pan nam wytłumaczyć sens tytułu książki? Co tak naprawdę znaczy "Merde w Europie"?

"Merde" - jak prawdopodobnie pan wie - znaczy po francusku "g.wno".

Tak. (Śmiech.)

Do wielu "g.wnianych" sytuacji dochodzi w Europie, w samej Brukseli. To znaczy ludzie, którzy tam pracują, opowiadali mi o skandalach z marnowaniem pieniędzy. Jednak wiele "g.wnianych" spraw rzekomo dziejących się w Brukseli jest również sztucznie wykreowanych. Na końcu książki jest długi rozdział, w którym streszczam fałszywe informacje na temat Unii, kolportowane przez brytyjską prasę. Są to niedorzeczne opowieści publikowane przez gazety o tym, że Unia Europejska zmusi kierowców TiR-ów do jedzenia ...

Musli, tak. (Śmiech.)

To typowe. Albo, że Bruksela chce zakazać grania na szkockich dudach. To wszystko trafia do brytyjskiej prasy! Inny przykład: jeśli Wielka Brytania opuści Unię, będziemy częściej wygrywać piosenkarski konkurs Eurowizji. Takie rzeczy są zamieszczane w gazetach i mediach na Wyspach! Ludzie w to wierzą i głosują za Brexitem. To absurdalne. Ludzie nie znają prawdy. To jest właśnie składnik tego "merde", tego "g.wna". Kiedy znajomi z Brukseli wyjaśnili mi, co jest w Unii dobre, a co jest złe, uświadomiłem sobie pewną rzecz. Nawet jeśli unijnym pracownikom płaci się za dużo, nawet jeżeli szastają pieniędzmi, kupując sobie ciuchy i alkohol, większość z nich robi całkiem pożyteczne rzeczy. Starają się po prostu zapewnić każdemu Europejczykowi czystą wodę, świeże powietrze, bezpieczne pożywienie, dobre warunki pracy, równe prawa podróżowania i tym podobne sprawy. Fundamentalnie czynią dobrze. A brytyjskie media zwłaszcza przez ostatni rok, w czasie kampanii przed referendum, negowały wszystko. To jest właśnie to "merde", to "g.wno" opisujące całą tę sytuację wokół plebiscytu w sprawie Brexitu i brytyjskich relacji z Europą.

Cytuje pan dziwne artykuły w brytyjskich gazetach na temat Unii Europejskiej. Dlaczego brytyjskie tabloidy nie lubią Unii tak bardzo?

Według mnie po części dlatego, że podobnie jak w wielu krajach, w Wielkiej Brytanii jest wielu rasistów. Generalnie ci ludzie mają tendencję do kupowania jednej lub dwóch gazet. Wydawcy wiedzą, że jeśli będą publikować te wszystkie bzdury o Europie i obcokrajowcach, zanotują większą sprzedaż. Więc drukują te bzdety, bo one lepiej się sprzedają. Inny powód jest taki, że Brytyjczycy są przeważnie nieco aroganccy w polityce. Uważają, że to lepiej, by całe nasze prawo było stanowione w Londynie niż w Brukseli. Niestety w biednych regionach Anglii panuje ten rodzaj rasizmu, który prasa wykorzystuje. To straszne. Wielokrotnie bywam w Londynie i chodzę na basen, gdzie pracowała pewna Polka. Ona już wyjechała z Londynu właśnie z powodu rasizmu. Także w budynku, w którym się zatrzymuję, mieszkał Polak, który przeniósł się do innej londyńskiej dzielnicy, bo atmosfera stała się nieznośna. Okropny jest rasizm wywoływany przez brytyjską prasę, rasizm wymierzony w Europejczyków. Wie pan, Europejczyków przybywających do Londynu, żeby tu pracować! To niedorzeczne. 

Pokazuje pan Brukselę i Unię Europejską od środka. Czy to jest realistyczny czy przesadzony, albo nawet groteskowy obraz?

Nie, nie jest to przesada. Bruksela to bardzo zabawne miejsce. Pewne historie, które opisuję, a o których mi opowiedziano, są właśnie bardzo śmieszne. Rzeczywiście spotkałem człowieka, który tłumaczy dokumenty. Całymi dniami musi dokonywać przekładów europejskich papierów, o których wie, że nigdy przez nikogo nie będą czytane. To jest jak w powieściach Franza Kafki. To rzeczywiście bardzo śmieszne. On mi powiedział, że dużo zarabia, że ma z tym dużo fajnej zabawy, bo wymyśla nowe słowa, ale nikt tego potem nie czyta. On ma do dyspozycji zespół tłumaczy składający się z pięciu osób. Tak więc, ja bardzo nie przesadzam. To znaczy parę dowcipów nie jest prawdziwych, wymyśliłem je. Starałem się, żeby było śmieszniej. Jednak po prawdzie jest wiele absurdu w tym, co opisałem.      

Co pan sądzi na temat Brexitu? Czy wyjście z Unii jest dobre, czy absolutnie złe dla Brytyjczyków?

Myślę, że to strata czasu i pieniędzy. Kompletnie. To niedorzeczne. Jedyną przyczyną, dlaczego do tego doszło, były nadzieje byłego premiera Davida Camerona, że głosowanie wzmocni jego polityczną karierę. Spodziewał się, że może zatrzymać antyeuropejskie tendencje w swojej własnej partii i wzmocnić swoją władzę w swoim ugrupowaniu. Co okazało się kompletną mrzonką. Uczciwie rzecz biorąc, nie mogę uznać żadnego powodu Brexitu. To dla mnie kompletna strata czasu.

Czytanie pana powieści to nie jest dla mnie strata czasu. Są kapitalne. Dziękuję bardzo za wywiad. Dziękuję za książki.

Też dziękuję za rozmowę. To wszystko brzmiało bardzo poważnie, taka polityka serio. Jednak mam nadzieję, że przekaże pan czytelnikom, że książka jest po prostu ...

Bardzo śmieszna.

Bohater - Anglik - dobrze się bawi w Brukseli uganiając się za Francuzkami.

O tak (Śmiech.) Dzięki wielkie. Miłego dnia.

Wzajemnie. Do zobaczenia.

Książkę Stephena Clarke’a otrzyma pięć pierwszych osób, które rozwiązały zagadkę. Hasło brzmiało KUPA NONSENSÓW . Tomy wysyłamy do: Bartłomiej Kolucha z Krakowa, Tadeusza Nowaka z Krakowa, Józefa Matrasa z Krakowa, Anny Szczepańskiej z Niechcic oraz Kamila Rogalskiego z Łazisk Górnych. Gratuluję wygranym. Serdecznie dziękuję licznym uczestnikom. Zapraszam do następnej książkowej zabawy. Już wkrótce. Pozdrawiam!