Prokuratura we Włocławku zastanawia, jakie zarzuty postawić 19-latkowi, który ukradł cyjanek z przychodni. Kradzież postawiła na nogi policję w całym regionie. Obawiano się, że trucizna może dostać się do Wisły. To spowodowałoby katastrofę ekologiczną.

Ampułki cyjanku znaleziono w jednej z piwnic w śródmieściu Włocławka. Jak się okazało, kasetka została otwarta, dlatego też na miejsce wysłano jednostkę ratownictwa chemicznego. Trucizna została już zneutralizowana. Zatrzymano podejrzanego o kradzież - jest nim 19-letni Marcin M., znany już policji z wcześniejszych wybryków. Zatrzymany przyznał się do kradzieży. Teraz za swój czyn odpowie przed sądem. Prokuratura prawdopodobnie oskarży go o włamanie lub kradzież a może nawet o spowodowanie zagrożenia epidemiologicznego. Trwa ustalanie czy zatrzymany działał sam, czy też miał wspólników. Wokół domu, w którego piwnicy znaleziono ampułki z blisko połową kilograma trucizny, utworzono kordon sanitarny. Ekipa ratownictwa chemicznego musiała ważyć ampułki, aby sprawdzić, czy trucizna wydostała się na zewnątrz. Strach pomyśleć, co by się stało, gdyby złodzieje wyrzucili cyjanek np. do Wisły – dlatego też w całym regionie ostrzegano w poniedzialek mieszkańców, aby używali wyłącznie wody pochodzącej z chronionych ujęć. Ratownicy pilnowali, czy osoby postronne nie zbliżają się do ujęć wody i informowali o przypadkach śnięcia dużej ilości ryb.

Posłuchaj relacji reportera radia RMF FM z Bydgoszczy, Jarosława Jaworskiego:

Przypomnijmy: pojemnik z trucizną schowany był w nieoznakowanej metalowej kasecie. W szafie, gdzie była ona przechowywana, znajdowały się inne trucizny, które tam pozostawiono. "Policja przypuszcza, że złodzieje kradnąc kasetkę mieli nadzieję znaleźć w niej pieniądze". - powiedziała komisarz Małgorzata Złakowska z włocławskiej policji. Z laboratorium złodzieje wynieśli durkarkę laserową i matalową skrzynkę w której było 450 gramów cyjanku, który służył do oznaczania poziomu hemoglobiny we krwi. Do uśmiercenia człowieka wystarczy tylko 10 gramów tej substancji.

Cyjanek (nie)strzeżony

Jak doszło do kradzieży tak niezwykle śmiertelnej substancji? Według dyrektora zespołu włocławskich przychodni Stanisława Becińskiego przy ul. Wyszyńskiego, cyjanek był przechowywany zgodnie z zasadami. "Cyjanek potasu był przechowywany w metalowej kasecie i dodatkowo w metalowej szafie. Zdaniem kierownik laboratorium, zabezpieczenie to było zgodne z wymogami i wystarczające". A jednak trucizna zniknęła. Jak? Złodzieje prawdopodobnie w nocy włamali się do budynku w którym jest poradnia onkologiczna, pracownia radiologii i laboratorium. Do niego złodzieje dostali się przez sąsiadujący z nim zabytkowy, zrujnowany budynek. Sprawcy weszli do środka prawdopodobnie przez dach i strych. Z powodu włamania, wszystkie przychodnie przy ulicy Wyszyńskiego z wyjątkiem przychodni mamograficznej, zostały zamknięte.

Uwaga! Trucizna.

Pojemnik z trucizną ma kształt cylindryczny i jest koloru szarego. Widnieje na nim napis: "cyjanek potasu" i wizerunek czaszki. Jak powiedziała radiu RMF Katarzyna Witkowska z biura prasowego komendy wojewódzkiej policji w Bydgoszczy, sprawcy nie wiedzieli tak na prawdę co kradli. Dlatego we Włocławku pracownicy wodociągów pilnowali wszystkich ujęć wody pitnej. Przedostanie się trucizny do rzeki mogłoby doprowadzić do niewyobrażalnej w skutkach katastrofy ekologicznej.

Warto wiedzieć...

Cyjanek to wyjątkowo silna trucizna i najlepiej unikać z nią kontaktu. Może się ona dostać do organizmu przez przewód pokarmowy, a także - jak mówią lekarze - drogą wziewną, czyli poprzez wdychanie par i pyłów. Może również dostać się przez uszkodzoną skórę - zwłaszcza wilgotną czy zranioną. Substancja ta w kontakcie z metalami powoduje powstanie gazu - cyjanowodoru. Jeśli dostanie się on do organizmu drogą wziewną, 150 miligramów powoduje śmierć po 30 minutach, a 300 miligramów gazu – śmierć natychmiastową. Gdy jednak dojdzie do kontaktu z substancją, najlepiej jak najszybciej skontaktować się z lekarzem z centrum toksykologicznego, gdyż jest to zatrucie dosyć poważne i pomocy w takim przypadku muszą udzielić fachowcy.

Z Anną Obuchowską z gdańskiego Sanepidu rozmawiał reporter radia RMF FM, Robert Gusta:

12:00