Zakładany przez rząd wzrost gospodarczy jest możliwy do osiągnięcia, ale już zakładany spadek bezrobocia budzi wątpliwości - tak w rozmowie z reporterką RMF FM pierwsze dane dotyczące przyszłorocznego budżetu komentuje były wiceminister finansów Stanisław Gomułka. Rząd przyjął dzisiaj, że w przyszłym roku polska gospodarka ma się rozwijać w tempie 3,5 procent, a bezrobocie ma spaść z obecnych 12 do 9,9 procent.

To mnie dziwi, bo w porównaniu z Programem Konwergencji mamy niższe tempo wzrostu PKB, niższą stopę bezrobocia, czyli wyższe tempo wzrostu zatrudnienia. Więc tu mamy jakby krok w odwrotnym niż realistyczny kierunku - zauważa profesor Gomułka. Podkreśla też, że błąd w tym założeniu może mieć poważne konsekwencje. Zapisując wyższe zatrudnienie, można bowiem założyć wyższe wpływy do budżetu i tym samym - wyższe wydatki, na które tak naprawdę może później zabraknąć pieniędzy.

Dokument przygotowany w resorcie Jacka Rostowskiego zakłada ponadto inflację na poziomie 2,3 procent. Nie przewiduje też w przyszłym roku wzrostu płac w państwowej sferze budżetowej.

Przeciętne wynagrodzenie w gospodarce narodowej ma wzrosnąć nominalnie o 3,7 procent (realnie o 1,4 procent) i wynieść 3359 zł. Z kolei przeciętne wynagrodzenie w sektorze przedsiębiorstw wzrośnie o 4 procent.

Rząd planuje skonstruować przyszłoroczny budżet w oparciu o regułę wydatkową. Zgodnie z nią, wydatki elastyczne i nowe wydatki sztywne będą mogły wzrosnąć o wysokość inflacji plus 1 punkt procentowy.