Koniec ery Trumpa w Ameryce oznacza też koniec obniżek podatków. Joe Biden zapowiadał podniesienie danin dla bogatych. Teraz jedna z ekonomistek Białego Domu ujawnia założenia tego planu. Realizacja tych zamiarów wymagać będzie jednak zgody części Republikanów w parlamencie, a to na razie nie jest pewne.

W czasach Donalda Trumpa amerykańskie państwo zabierało dla siebie mniejszą część gospodarczego tortu. Udział dochodów rządu federalnego w PKB Stanów Zjednoczonych zmniejszył się z 18% do ponad 16%. Teraz to ma się zmienić, chociaż stopień fiskalizacji amerykańskiej gospodarki i tak pozostanie znacznie niższy niż po naszej stronie Atlantyku. Dla porównania u nas państwo zabiera 36% wypracowanego przez Polaków PKB, a na tle Europy to i tak nie tak wiele, bo średnia unijna przekracza 40%.

Nowa amerykańska administracja zamierza teraz przede wszystkim obciążyć mocniej najbogatszych. Doradczyni prezydenta do spraw gospodarczych Heather Boushey powiedziała w wywiadzie dla Bloomberga, że szykuje się m.in, podwyżka podatku dla firm z 21% do 28%, podatek dochodowy dla zarabiających powyżej 400 tysięcy dolarów rocznie, a także danina od wzrostu wartości kapitału należącego do posiadających powyżej miliona dolarów np. w akcjach.

Według krytyków ten program może stać się hamulcem dla gospodarki. Zwolennicy wskazują na rosnącą dysproporcję dochodową w społeczeństwie, w którym garstka najbogatszych zgarnia zdecydowaną większość owoców pracy całego społeczeństwa.

Amerykańskie państwo zasypuje jednak firmy i obywateli darowiznami. Kolejne programy wsparcia gospodarki kosztują biliony dolarów, które trzeba będzie spłacić. Bogaci mają mieć wyższe podatki. Trudno nie zauważyć, że spodziewana w kolejnych latach inflacja sprawi, iż większość ciężaru i tak będą musiały wziąć na siebie dziesiątki milionów zwykłych konsumentów.


Opracowanie: